PIRLS (Progress in International Reading Literacy Study) to największa na świecie analiza umiejętności czytania przeprowadzana przez naukowców z Boston College. W roku szkolnym 2005/2006 wzięli w niej udział uczniowie z 45 krajów świata, którzy skończyli czwarty rok edukacji.
"Dzieci musiały zmierzyć się z dwoma tekstami - literackim i informacyjnym, a następnie odpowiadały na związane z nimi pytania testowe. Całość trwała dwie godziny" - mówi DZIENNIKOWI Ewa Zając, dyrektorka SP nr 15 w Białymstoku, której uczniowie zostali wytypowani do udziału w badaniach. Test miał wykazać nie tylko umiejętność czytania, ale i korzystania ze zdobytych w ten sposób informacji.
"To, jak sprawnie dziecko radzi sobie z czytaniem, przekłada się na dalsze zdobywanie wiedzy. I to z każdego przedmiotu, nawet matematyki. Niestety, coraz częściej nasi uczniowie w czwartej klasie podstawówki ledwo składają sylaby" - ocenia Zając.
Przyczyna? Za mało czytają. "Dzieci za dużo czasu spędzają przed komputerem czy telewizorem. Zaganiane mamy i ojcowie nie czytają im do poduszki, nie siadają z nimi przy bajkach, nie sprawdzają, jak sobie radzą" - mówi dyrektorka białostockiej podstawówki. Apeluje jednocześnie do rządu o wyposażanie szkolnych bibliotek. "Multimedia są ważne, ale nasze biblioteki nie mogą świecić pustkami. Skoro książka ma być konkurencją dla komputera, musi być ładnie wydana, ciekawa i... wytrzymała. W szkole mamy około 500 dzieci. A lektury po przejściu przez cztery klasy, wyglądają jak makulatura" - tłumaczy.
Na tle kraju bardzo dobrze wypadły dzieci z SP nr 63 we Wrocławiu. "Czytać nauczyła mnie babcia, jak byłem mały. Sylaba po sylabie. Teraz czytam sam i sprawia mi to ogromną przyjemność" - zapewnia Jakub Majda z III b. "W lecie nawet nie włączam komputera, a wszędzie, gdzie idę, zabieram książkę" - uśmiecha się Agnieszka Kozłowska.
Polscy uczniowie po raz pierwszy uczestniczyli w badaniu. Na ocenę, jak zmienia się ich umiejętność czytania, trzeba więc poczekać do kolejnych badań.