Zdaniem gazety, pazerność posłów nie zna granic. Dostają blisko 12 tys. zł poselskiej pensji, zwrot kosztów podróży oraz kasę na wynajęcie mieszkań w stolicy. Ale jeszcze im mało. Od Nowego Roku mają dostać 2,5 tys. zł więcej na prowadzenie biura poselskiego. Posłowie cieszą się z podwyżki, ale pracować się nie chce - pisze gazeta.

Reklama

Jak funkcjonują biura poselskie, przekonał się wczoraj na własne oczy reporter gazety. Pod lokalem posła PO Jana Rzymełki w Katowicach zjawił się około południa. Niestety zastał drzwi zamknięte na cztery spusty. "Dniem poselskim jest u mnie poniedziałek. To wtedy spotykałem się z wyborcami. W inne dni umawiam się e-mailem na spotkanie" - tłumaczył się w rozmowie z dziennikarzem "Super Expressu" Rzymełka. Po co mu w takim razie dodatkowe pieniądze na biuro, z którego prawie nie korzysta? Na to pytanie odpowiedzieć nie chciał lub nie potrafił.

Miało być tanie państwo, a wychodzi jak zwykle. Posłowie po raz kolejny pokazali, że jeśli chodzi o własne kieszenie, to wolą o nie dbać, aniżeli sięgać do nich. W efekcie ostatnich prac nad budżetem w Sejmie każdy parlamentarzysta od przyszłego roku będzie dostawał na utrzymanie biura poselskiego zamiast dotychczasowych 10,150 tys. zł - aż 12,6 tys. zł. W przyszłym roku z naszych kieszeni pójdzie na to łącznie 14 milionów złotych.

Decyzję w tej sprawie w najbliższych dniach ma podjąć Sejm. Po wypowiedziach posłów można się spodziewać, że podwyżki bez problemu będą wprowadzone. Spośród rozmówców "SE" jedynie Maks Kraczkowski z PiS przyznał, że podwyżki nie są konieczne. "Jeżeli z podwyżek będą korzystać wyborcy, to w porządku. Ale nie, jeśli kasa będzie wykorzystywana przez posłów cwaniaków" - mówi.