"Nie mam już ani sił, ani zdrowia, by budować. A do tego żadna baba mnie już nie zechce" - załamuje ręce pan Edmund, który przez cały ten szmat czasu mieszkał samotnie w przyczepie kempingowej.
Ten poczciwy kolejarz ze wsi Krąg (woj. kujawsko-pomorskie) mówi wprost: "Urzędnicy zabrali mi wszystko - zdrowie, pieniądze, ukochaną kobietę, szanse na normalność. Ukradli 26 lat życia".
Swoją walkę z urzędami Edmund Lipski zaczął w 1981 roku. Młody, energiczny maszynista kupił wtedy działeczkę o powierzchni 2,5 tys. mkw. Przepiękna okolica, na terenie Tucholskiego Parku Krajobrazowego. W marzeniach już widział swój mały, biały domek... Niestety, ówczesny wójt gminy odrzucił jego prośbę o pozwolenie budowlane. Pan Lipski nie mógł wybudować na swojej ziemi nawet baraku, chociaż wkoło było wiele innych domów. Wójt zasłaniał się tym, że na terenie parku krajobrazowego budować nie wolno. Ale w tym czasie inni mieszkańcy wsi takie pozwolenia dostawali - pisze "Fakt".
"Do dziś nie wiem, o co chodziło" - opowiada "Faktowi" Edmund Lipski, który zaczął walczyć o swoje w sądach. Nie tylko o pozwolenie budowlane. Starczyło, że naprawił płot wokół swojej działki, a już musiał tłumaczyć się przed sędzią z samowolki budowlanej. Postawił małą wiatę na opał - u pana Edmunda pojawiał się policjant. Początkowo mężczyzna mieszkał w starym bunkrze betonowym, potem na swoją ziemię przywiózł przyczepę campingową. I znowu pojawił się problem.
"Usłyszałem, że jeżeli co pół roku nie przeciągnę przyczepy co najmniej o pół metra, to będę miał zarzut samowolki budowlanej. I przeciągałem traktorem tę przyczepę" - śmieje się gorzko pan Edmund.
Miał kiedyś ukochaną kobietę, która mieszkała kilka kilometrów dalej. Planowali wspólne życie. Marzenia prysły jak mydlana bańka. Przyszły teść nie chciał słyszeć o tym, by jego córka poszła do Edmunda na poniewierkę. Pan Edmund do dziś żyje samotnie w przyczepie. W procesach z wójtem, w ciągłej szarpaninie stracił zdrowie. Przeszedł zawał, potem chorobę nowotworową. Został rencistą, przestał pracować na kolei.
"Jak człowiek jest silny, zdrowy, ma stałą pracę, to poradzi sobie z budową. A ja co? Schorowany rencista bez grosza przy duszy" - żali się "Faktowi" pan Edmund.
Po interwencjach wojewody gmina zmieniła zdanie. Tym bardziej że nastał nowy wójt, Daniel Korzuch. Nie chce oceniać decyzji poprzednika, odpowiada teraz jedynie za obecną sytuację. A teraz pan Edmund już może budować dom. Wygrał swoją walkę, ale co z tego? - pyta "Fakt". Domu już nie wybuduje. Nikt mu nie zwróci zdrowia, straconej miłości, pracy. Nikt nie powie przepraszam, ale czy można przeprosić za zmarnowane życie?! - bulwersuje się bulwarówka.