Strzał nieprzypadkowy, bo ideę generalnie popierają wszystkie ugrupowania w Sejmie. Wkrótce więc, by ruszyć z budową domu, będzie trzeba tylko to po prostu zgłosić. Żadnego zbierania zaświadczeń, czekania czasem ponad rok na urzędnicze decyzje. Jeśli oczywiście projekt zmian nie wywróci się o szczegóły. A to wcale nie jest wykluczone. Bo diabeł jak zawsze tkwi w szczególe.
"Idea jest słuszna, nie budzi kontrowersji. Dziś na budowę małego domku potrzeba kilka segregatorów pełnych dokumentów. To chore" - mówi Marek Wikiński, reprezentujący w komisji "Przyjazne Państwo" lewicę. Zaraz jednak zastrzega, że co do szczegółów odniesie się w maju. "Obawiam się, że pan przewodniczący nie bierze pod uwagę strony proceduralnej. Zalecałbym więc, jeszcze wykazać się cierpliwością w tych sprawach. To jest bardzo skomplikowane" - mówi Wikiński.
Palikot jest świadomy, że w praktyce łatwo może nie być. Dlatego chce, by już 7 maja komisja przystąpiła do konkretnych prac. Wstępny plan zmiany ustawy, któremu przygląda się teraz biuro legislacyjne Sejmu, jest ambitny. Na budowę na terenie, gdzie jest plan zagospodarowania przestrzennego, potrzebne będzie tylko jedno zgłoszenie. Tam gdzie planu nie ma, trzeba będzie wystąpić o warunki zabudowy, ale procedura ma być uproszczona, a dzięki temu skrócona. Jednocześnie zmieniona ma być ustawa o planach zagospodarowania przestrzennego, tak by wymusić na gminach szybkie przygotowanie takich opracowań. Gminy, które nie wywiążą się z tego obowiązku w określonym terminie, za karę nie będą mogły pobierać podatku od nieruchomości na tym terenie nieobjętym planem.
"Rewolucyjność tych zmian nie polega tylko na prostym skróceniu terminów. To zupełnie nowa filozofia relacji między prawem i urzędami a obywatelem. Przywracamy podmiotowość obywatelowi, który sam bierze pełną odpowiedzialność za to co robi, łącznie z ryzykiem konsekwencji prawnych" - chwali Palikot. Ryzyko rzeczywiście jest, bo nadzór budowlany naturalnie będzie kontrolował wszystko. I jeśli budynek nie będzie spełniał warunków wymaganych prawem, zostanie rozebrany.
Jest też inne ryzyko. "Ład architektoniczny może zostać jeszcze bardziej zakłócony. Może powstać więcej tzw. potworków budowlanych" - obawia się Paweł Poncyljusz z PiS. On też jednak co do zasady jest zwolennikiem koncepcji Palikota. "Te zmiany idą w poprzek urzędników, którzy czują się dziś panami, i posuwali się czasem do praktyk korupcyjnych. Skończy się też lobby architektoniczne, które brało dodatkowe pieniądze za załatwianie tych wszystkich pozwoleń" - uzasadnia Poncyljusz. Zwraca też jednak uwagę, że sama komisja jeśli ruszy prawo budowlane, może zostać posądzona o uleganiu innemu lobby - developerskiemu. "Dlatego wolałbym, żeby ta słuszna inicjatywa wyszła od Ministerstwa Infrastruktury" - mówi poseł PiS. Problem w tym, że choć poprzednie, jak i obecne kierownictwo tego resortu do zmian się przymierzało, to jednak żadnych efektów jak nie było widać, tak nie ma.