Inne / RAFAL MESZKA

Związkowcy zostawili w Kancelarii Premiera petycję z żądaniem podwyżek. To jednocześnie osobisty apel do Donalda Tuska. "Panie premierze, rozumiemy, że kampania wyborcza kieruje się swoimi prawami, ale to przede wszystkim pan sprawił, że uwierzyliśmy, że ktoś rzeczywiście chce zatroszczyć się o nauczycieli, że deklaracje, które padły o poprawie sytuacji finansowej nauczycieli w spotach reklamowych Platformy Obywatelskiej nie były gołosłowne" - napisali w petycji.

Reklama

Rząd dał tyle pieniędzy, ile mógł - mówił wcześniej premier Donald Tusk. "Chcemy więcej!" - krzyczeli jednak nauczyciele. Zamiast proponowanych 185 złotych brutto dla nauczycieli dyplomowanych i mianowanych oraz 200 złotych brutto dla stażystów i kontraktowych, pedagodzy żądają odpowiednio 1100 i 600 złotych. A na to budżetu państwa nie stać - zarzeka się minister edukacji.

Katarzyna Hall nie wyszła do protestujących, ale spotkała się z delegacją Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jak powiedziała, przyjęła od nauczycieli szereg postulatów, ale ponieważ niektóre są już realizowane, "pole rozbieżności się zawęziło". Hall zapewniła, że rząd zrobił wszystko, by nakłady na oświatę zostały potrojone. Niestety, już więcej na oświatę znaleźć się nie da - tłumaczyła.

"Podniesienie wynagrodzenia nauczycieli o 200 złotych wymagało poważnych oszczędności w budżecie państwa. To najwyższa podwyżka od 2003 roku" - mówił w "Sygnałach Dnia" Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera.

12 tysięcy rozgoryczonych pedagogów z całej Polski, zrzeszonych w Związku Nauczycielstwa Polskiego, o godzinie 11 ruszyło z parkingu przy Torwarze. Manifestacja zakończyła się około godziny 15. Centrum Warszawy zostało sparaliżowane.

Prócz 50-procentowych podwyżek nauczyciele domagają się rezygnacji z pomysłu wprowadzenia bonu oświatowego, wycofania się rządu z zapowiedzi decentralizacji finansowania oświaty i rezygnacji z likwidacji kuratoriów, a także finansowania przedszkoli z kasy państwowej.

Reklama

Drugi co do wielkości związek zawodowy nauczycieli - NSZZ "Solidarność" - również szykuje się do strajku. "Nastroje są bardzo nerwowe" - mówi Wojciech Jarnowski, rzecznik prasowy związku.

"Jeżeli nasze postulaty nie zostaną zrealizowane, wejdziemy w spór z rządem" - ostrzega. I dodaje, że jedyny skuteczny strajk to bojkot matur. Czy będzie w tym roku? "Niewykluczone" - odpowiada Jarnowski.