Najtrudniejsza sytuacja jest na Lubelszczyźnie. Pełna obsada pielęgniarska będzie tylko na oddziale intensywnej terapii, ratunkowym, onkologii, porodówce oraz noworodkowym. Na pozostałych, nawet na bloku operacyjnym, przy pacjentach mają pozostać jedynie oddziałowe.

Zamknięte będą też wszystkie gabinety zabiegowe, pracownie techniczne, laboratorium oraz kuchnia szpitalna. "Dyrektor dotąd nie rozmawiał z nami o podwyżkach. Kiedy w piątek dowiedział się planowanej na dziś akcji absencyjnej, zaproponował 150 zł dodatku do pensji. Nie przyjęłyśmy tych pieniędzy" - mówi Beata Żółkiewska, szefowa związku zawodowego pielęgniarek i położnych z Chełma.

Podobny scenariusz szykują na poniedziałek również załogi ze szpitala wojskowego, kolejowego oraz wojewódzkiego im. Jana Bożego w Lublinie. "Wszędzie tam, gdzie zabraknie personelu średniego i podstawowego, pełną odpowiedzialność za pacjentów biorą na siebie ordynatorzy" - informuje Maria Olszak-Winiarska, przewodnicząca lubelskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych (OZZPiP).

"Nasza praca polega na tym, aby być przy pacjencie, a nie go opuszczać. To dla nas bardzo trudna decyzja" - mówi. Winiarska przyznaje, że inne sposoby zwrócenia uwagi na pielęgniarki nie skutkują, dlatego strajk absencyjny będzie prowadzony w tych placówkach rotacyjnie przez cały najbliższy tydzień. W pozostałych 35 szpitalach na Lubelszczyźnie, gdzie działają związki zawodowe, załogi ograniczą się dziś do dwugodzinnej akcji protestacyjnej. "W godz. 11 - 13 odejdziemy od łóżek pacjentów" - wyjaśnia przewodnicząca.

Napięta sytuacja panuje również na Śląsku. Tam związkowcy zapowiadają na dziś dwugodzinne protesty w 26 placówkach. W godz. 10 - 12 od łóżek odejdą m.in. pielęgniarki ze szpitala rejonowego w Zabrzu. "Dyrektor nagle bez słowa wyjaśnienia zerwał grudniowy układ z załogą szpitala" - tłumaczy Iwona Borchulska, przewodnicząca śląskiego OZZPiP.

Pielęgniarka ostrzega, że jeśli do 4 lutego szefowie kilkudziesięciu śląskich placówek nie porozumieją się z załogami, w szpitalach rozpocznie się strajk generalny. Podobna akcja szykuje się również na Pomorzu. Odejście od łóżek chorych zaplanowane jest w północnej Polsce na 15 lutego. "Ostateczna decyzja zapadnie 30 stycznia, po spotkaniu z władzami województwa" - informuje Krystyna Dębkowska, przewodnicząca pomorskiego OZZPiP.

W pozostałych częściach kraju do protestu ostrzegawczego gotowe są m.in. cztery lecznice z Opola. Między godz. 8 a 10 od łóżek odejdą też na pewno siostry ze szpitala w Oleśnie. Dyrektor nie podjął z nimi negocjacji. "To obraza dla 150 pielęgniarek" - tłumaczy Krystyna Ciemniak, liderka opolskich pielęgniarek. W ich ślady mogą pójść jeszcze siostry z Nysy, Krapkowic i szpitala wojewódzkiego przy ul. Kośnego w Opolu.













Reklama

p

Rozmowa z Beatą Żółkiewską, przewodniczącą związków zawodowych pielęgniarek i położnych w Specjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim w Chełmie

Katarzyna Bartman: W chełmskim szpitalu na oddziałach mają dziś dyżurować tylko oddziałowe. Czy jedna poradzi sobie z opieką nad trzydziestoma chorymi ludźmi?
Beata Żółkiewska*: Na pewno sobie nie poradzi, to jest niemożliwe. Dlatego oddziałowe ograniczą się dziś do wykonywania jedynie najpilniejszych, najbardziej niezbędnych zabiegów.

Dlaczego pielęgniarki z Chełma porzucają swoich pacjentów?
Nie porzuciłyśmy chorych. Nie mamy wyboru. Dyrektor i lekarze pominęli nas w negocjacjach płacowych. Dogadali się i nawet nas nie poinformowali, ile wynegocjowali podwyżki. Dlatego dziś większość personelu weźmie jednodniowy urlop na żądanie. Do szpitala wrócimy natychmiast, jak tylko dyrektor podejmie z nami poważną rozmowę. Strajk przerwiemy wtedy bezzwłocznie. Zapewniam, że wszystkie koleżanki przyjdą do pracy. Ściągniemy je.

A co, jeśli dyrektor nie zaprosi was na rozmowy o podwyżkach? Kto zajmie się pacjentami? W wasze ślady poszli i wzięli dziś też urlopy technicy medyczni, salowe, a nawet szpitalne kucharki. Kto w takim razie poda pacjentom lekarstwa, ciepły posiłek, zmieni im opatrunek?
Zrobią to lekarze. Nie mają innego wyjścia. Muszą nas w takiej sytuacji wyręczyć. Pacjentom nie może stać się najmniejsza krzywda. Ordynatorzy odpowiadają za to głową. Zresztą lekarze już od piątku są na taki scenariusz przez nas przygotowywani. Związki zawodowe poinformowały dyrekcję o akcji cztery dni temu.

Lekarze twierdzą, że nie odważycie się sparaliżować szpitala, że zapowiedź waszej akcji to blef...
To nie jest jakieś straszenie. Jesteśmy upokorzone i zdeterminowane. Gdy odbywało się referendum, za urlopem na żądanie opowiedział się prawie cały personel szpitala. Odejście od łóżka to jedyna metoda, by zmusić dyrektora, by przestał nas lekceważyć i zaczął rozmawiać wreszcie o podwyżkach.