Protest absencyjny w Chełmie to test - dowiedział się nieoficjalnie DZIENNIK. Jeśli przyniesie sukces i dyrekcja się złamie, podpisując porozumienia płacowe, zostanie powtórzony w innych regionach kraju. Na pierwszy ogień pójdzie Śląsk, a potem Pomorze.
Wczoraj w południe olbrzymie korytarze budynku Szpitala Wojewódzkiego w Chełmie przy ul. Ceramicznej świeciły pustkami. Większość przyszpitalnych przychodni, laboratoria, pracownie rtg., pralnia oraz kuchnia były nieczynne. Na 123 pielęgniarki i położne, które miały być wczoraj w pracy, 93 poprosiły o dzień urlopu na żądanie. W tym wszystkie z kardiologii i oddziału intensywnej opieki medycznej.
Do protestujących dołączyła cała obsługa techniczna. W sumie 70 osób wzięło wolne. Jak ocenia Joanna Wójcik z szpitalnych związków zawodowych pielęgniarek i położnych, do pracy nie przyszło 75 proc. całego personelu, nie wliczając w to lekarzy. Najtrudniejsza sytuacja była tam, gdzie oddziałowe zostały same, bez żadnego wsparcia. Na twarzach tych kobiet malowało się potworne zmęczenie.
Pracowały za pięć, a nawet 10 swoich koleżanek. W takiej sytuacji była m.in. Małgorzata Sitarz na oddziale ortopedii urazowej z chirurgią kręgosłupa. Pod jej opieką było 40 pacjentów. Większość z nich wymaga stałej pielęgnacji. Są po ciężkich zabiegach, unieruchomieni w gipsie i na wyciągach. "Ja chyba skonam..." - żaliła się koleżance. DZIENNIKOWI jednak powiedziała, że popiera protestujące pielęgniarki i gdyby mogła, dołączyłaby do nich.
W podobnej sytuacji była Małgorzata Staniuk, oddziałowa z anestezjologii. "Miałam pięć zabiegów >na ostro<, czyli nagłych wypadków. Pomogli lekarze, inaczej nie dałabym rady" - mówi zmęczona. Na oddziale pulmonologii nie było lepiej: na 20 pacjentów przypadała jedna oddziałowa - Renata Kruk.
Sama podawała pacjentom leki i zastrzyki. Trwało to dwie godziny dłużej niż zwykle. Razem z nią powinno dyżurować jeszcze pięć innych sióstr. Wszystkie wzięły wolne. Także te, które miały pracować po południu. Co to oznacza dla Renaty Kruk? 24-godzinny dzień pracy. "Staram się jak mogę. Pacjenci dostali leki. Nie byłam w stanie wykonać żadnych zabiegów pielęgnacyjnych" - mówi DZIENNIKOWI. Zdążyła jeszcze rozdać śniadanie. Chorzy dostali zupę mleczną i chleb z masłem. Między godz. 13 - 14 miał być obiad, ale go nie dowieźli na czas, bo obsługa kuchni pracowała w okrojonym składzie.
Na korytarzu pulmonologii stoi pacjent. Mężczyznę męczy duszący kaszel: "Czy pielęgniarki są, czy ich nie ma, dusi mnie tak samo" - ucina rozmowę. Zbigniew Stuś, pacjent ortopedii, jest bardziej rozmowny. "Leki z opóźnieniem, ale dostaliśmy. Jedzenie też spóźnione, ale każdy ma jakieś własne zapasy, więc nie umrzemy z głodu" - uśmiecha się i dodaje: "Żal mi tych pielęgniarek. Muszą nas dźwigać, przekładać i biegać na każdy dzwonek, a wszystko to za takie marne grosze!" Zrozumienie dla protestujących sióstr pojawiało się wczoraj we wszystkich wypowiedziach pacjentów. Pani Anna z Chełma przyszła na kontrolę do endokrynologa. Lekarz jej nie przyjął, bo nie było w przychodni pielęgniarki. "Jestem kobietą i protest pielęgniarek rozumiem. Mogli tylko wywiesić kartkę z informacją" - mówiła, odchodząc sprzed gabinetu lekarskiego.
Pacjenci odsyłani byli też z rehabilitacji. Tam poza pielęgniarkami do pracy nie przyszli też fizjoterapeuci. Na oddziale zastaliśmy jedynie sprzątaczkę. "Prawie trzy godziny jechałem tu spod granicy koło Dorohuska! Muszę rehabilitować rękę. Jestem po wypadku. Nigdzie indziej nie mają wirówki do wodnych masaży" - denerwuje się pan Waldemar, ale kiedy dowiaduje się o powodzie protestu, milknie zawstydzony. "Popieram. Za 800 zł trudno wyżyć" - włącza się Mieczysław Kaper z Rudej Huty.
Dyrektor szpitala Andrzej Santor opowiada, że cały dzień modlił się o to, aby żadnemu pacjentowi nic złego się nie stało. Na OIOM-ie przy ciężkich przypadkach dyżurowali sanitariusze i studenci Studium Ratownictwa Medycznego. "Zachowanie pielęgniarek, które opuściły taki oddział, jest wysoce nieetyczne" - mówi Santor. Rozmów na temat pieniędzy z pielęgniarkami jednak nie podjął. Te żądają 600 zł podwyżki. Szpital ma natomiast 40-milionowy dług. "Jeśli dyrektor nie ugnie się do jutra, rozważamy ponowienie strajku w takiej samej formie" - zapowiada twardo Wójcik.
Z nieoficjalnych informacji napływających do nas z OZZPiP wynika, że strajk w Chełmie był uzgodniony z zarządem głównym i ma być barometrem dla reszty kraju. Jeśli się powiedzie, akcja rozszerzy się na inne regiony.
Tylko salowa nie wzięła urlopu
ELŻBIETA POŁUDNIK: Jak długo jesteś już w szpitalu?
Tomasz Darowski*: Przyjechałem rano i na szczęście mnie przyjęli. Radio i telewizja podawały, że jest strajk w szpitalu, zastanawiałem się, czy jest sens, żeby tu jechać, ale nie miałem innego wyjścia. W czwartek złamałem piętę.
Dlaczego leżysz na korytarzu?
Bo teraz jest taki sezon na takich "połamańców" jak ja. Nie ma już miejsc na salach. Są przepełnione. Wszyscy sobie coś łamią, jest ślisko. Starsi ludzie, w jeszcze gorszym stanie niż ja, też leżą na korytarzach, widzi pani – łóżko przy łóżku.
W dodatku nie ma dziś pielęgniarek na waszym oddziale...
No właśnie. Jest tylko jedna. Była u mnie, żeby pobrać krew. Ale to było kilka godzin temu. Poza tym żadna się już u mnie nie pojawiła. Mnie to nie przeszkadza, bo sam mogę się obsłużyć, ale inni chorzy mają sytuację nie do pozazdroszczenia...
A co myślą ci, którzy są w gorszym od ciebie stanie?
Wszyscy rozumieją sytuację i starają się jak najmniej narzekać. Na szczęście na naszym bloku została jedna salowa, która nie wzięła urlopu, bo jest skierowana tu przez urząd pracy. Ona pomaga tym pacjentom, którzy nie wstają z łóżka.
Cierpliwie czekamy, aż to się skończy. We wtorek mam zaplanowany zabieg i bardzo bym chciał, aby się odbył.
Masz pretensje do pielęgniarek, że strajkują?
Myślę, że nie powinny w ten sposób protestować, ale powinny też więcej zarabiać. Pielęgniarki są bardzo potrzebne chorym, zwłaszcza na takim oddziale jak ortopedia, gdzie większość ludzi samodzielnie się przecież nie porusza.
* Tomasz Darowski ma 20 lat, jest pacjentem Szpitala Wojewódzkiego w Chełmie.
Szpitale, w których siostry opuściły wczoraj pacjentów
LUBLIN
Szpital Wojewódzki im. Jana Bożego. Pielęgniarki wzięły dzień wolny na żądanie. Do pracy przyszła jedynie połowa zespołu. "Na 63 pielęgniarki obecnych jest 30. W komplecie pracują oddziały: noworodków, wcześniaków, OIOM, toksykologia, oddział intensywnej opieki kardiologicznej" - mówi dyrektor szpitala Grzegorz Czupkałło. Dyrektor dodaje, że mimo protestu na wszystkich oddziałach pacjenci mają zapewnioną opiekę. Dziś sytuacja ma wrócić do normy.
Szpital Kolejowy. Strajk trwał od godz. 7 do 19. Większość pielęgniarek i położnych, a także techników medycznych wzięła urlop na żądanie. Z pacjentami zostały oddziałowe, a na oddziałach intensywnej opieki - dodatkowo jeszcze jedna pielęgniarka.
ZABRZE
Szpital Rejonowy. Na 77 pielęgniarek do pracy przyszły wczoraj tylko 32. Pozostałe wzięły urlop na żądanie. Planowane operacje i zabiegi zostały przełożone na dziś. "W obowiązkach pielęgnacyjnych nieobecne siostry zastąpiły salowe" - informuje dyrektor szpitala Jan Węgrzyn.
SOSNOWIEC
Szpital Wojewódzki. Akcja protestacyjna trwała wczoraj 2 godziny. W tym czasie od łóżek pacjentów odeszło ok. 100 sióstr. Na oddziałach zostały oddziałowe i kilka pielęgniarek. "Nie było zagrożenia dla życia czy zdrowia pacjentów" - zapewnia Gabriela Muś, zastępca dyrektora ds. lecznictwa. "Sytuacja byłą pod kontrolą" - dodaje.
CZĘSTOCHOWA
Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Marii Panny. Pielęgniarki na 2 godziny odeszły od łóżek pacjentów. Spotkały się sali audiowizualnej. Na wszystkich oddziałach zostały z pacjentami oddziałowe, a tam, gdzie był intensywny nadzór, dodatkowo jeszcze jedna pielęgniarka. Dotyczyło to oddziałów kardiologicznego, neurologicznego i neurochirurgicznego. W tym szpitalu strajkowali również technicy RTG, którzy nie pracowali przez 2 godziny. W tym czasie odwołane zostały wszystkie planowe zabiegi.
MYSZKÓW, TYCHY, BIELSKO BIAŁA, KŁOBUCK, PSZCZYNA, ŻYWIEC, SOSNOWIEC, CZELADŹ, KATOWICE, WODZISŁAW ŚLĄSKI
Dwugodzinny strajk ostrzegawczy pielęgniarek ominął wczoraj w tych szpitalach jedynie oddziały intensywnego nadzoru, np. noworodków czy intensywnej opieki. Na pozostałych z pacjentami zostały oddziałowe.
KNURÓW
Szpital Miejski. Pielęgniarki odeszły na dwie godziny od łóżek pacjentów. Nie przyjmowały chorych w poradniach specjalistycznych. Planowe zabiegi zostały przesunięte na inne godziny.
ZIELONA GÓRA
Szpital Wojewódzki. Pielęgniarki na 2 godziny odeszły od łóżek pacjentów, dzięki temu dyrekcja zgodziła się na podjęcie rozmów. Negocjacje odbędą się dziś. "Dalsze kroki uzależniamy od wyniku tego spotkania" - mówi Elżbieta Kufel, szefowa regionalnego oddziału OZZPIP.
ŚRODA WIELKOPOLSKA
Szpital Powiatowy. Tu 53 pielęgniarki wzięły wczoraj urlop na żądanie. Dalszą formę protestu uzależniają od wyniku toczącej się narady załogi, która ma zdecydować, czy przyjąć propozycje płacowe dyrekcji.
WĄGROWIEC
Szpital Powiatowy. W pracy nie było wczoraj 40 pielęgniarek, które wzięły urlopy na żądanie. Ich obowiązki wypełniały oddziałowe z pomocą lekarzy i ratowników medycznych. O dalszej formie protestu mają zdecydować dzisiejsze rozmowy z dyrekcją.
KALISZ
Wojewódzki Szpital Zespolony. Pielęgniarki na dwie godziny odeszły od łóżek pacjentów. Do ich protestu przyłączyli się też technicy i ratownicy medyczni. Ewentualne zaostrzenie protestu na razie nie jest przewidziane, cały czas trwają rozmowy załogi z dyrekcją.
POZNAŃ
Poznań Szpital Miejski im. Strusia, Szpital Kliniczny nr 2, Szpital Wojewódzki. W tych trzech poznańskich placówkach pielęgniarki na 2 godziny odeszły wczoraj od łóżek pacjentów. "O tym, czy podobna akcja się powtórzy, zadecydują wyniki trwających cały czas rozmów załogi z dyrekcją, jeśli one nie przyniosą zadowalających nas efektów, to zarówno w szpitalach Poznania, jak i Kalisza, Środy czy Wągrowca może dojść nawet do strajku" - mówi Janina Zaraś, szefowa wielkopolskiego oddziału OZZPiP.
OPOLE
W woj. opolskim do protestu przyłączyły się pielęgniarki z 8 szpitali. Na dwie godziny od łóżek pacjentów odeszły siostry z lecznic w Oleśnie, Nysie, Krapkowicach i Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. W czterech innych (w Brzegu i trzech w Opolu) poprzestały na kilkunastominutowej okupacji gabinetów dyrektorskich. "Niestety te protesty nie zrobiły wrażenia na dyrektorach placówek, dlatego w tym tygodniu organizujemy spotkanie związkowców opolskiego OZZPiP i zastanowimy się, co robić dalej" - mówi Krystyna Ciemniak, przewodnicząca związku w regionie.