W przeprowadzanych w listopadzie zeszłego roku międzynarodowych badaniach nastrojów, instytuty zrzeszone w prestiżowym Gallup International Association zadawały m.in. pytanie o poziom zaufania do przywódców religijnych. Polskie dane okazały się, jak mówią eksperci, szokujące - ujawnia najnowszy "Tygodnik Powszechny".

Reklama

Tylko 8,8 proc. mieszkańców naszego kraju deklaruje zaufanie do władzy religijnej. W Europie Zachodniej słabszy wynik zanotowały jedynie Austria (6 procent), Dania (7), Islandia (4), Luksemburg (5), Norwegia (5) i Szwecja (3).

Ale już w Niemczech poziom ten wyniósł 30 procent, w Irlandii - 42, nawet w Belgii 26. W uważanych za silnie antyklerykalne Czechach - 7 procent.

Specjaliści jednak podkreślają, że nie są to do końca reprezentatywne dane. Po pierwsze - zauważa "Tygodnik Powszechny" - badania zrobiono dla dziesięciu największych miast. A wiadomo, że bastionem zaufania do Kościoła jest w Polsce wieś.

Po drugie, niefortunne było określenie "przywódca religijny". Tego sformułowania nie znajdziemy bowiem w prawie kanonicznym czy języku duszpasterzy. Nawet potocznie tak się w naszym kraju nie mówi.

Dlatego część z badanych mogła myśleć o najważniejszych biskupach, a inni o proboszczach czy nawet wikarych - liderów religijnych w konkretnej parafii.

Dlatego nic dziwnego, że ponad połowa badanych odpowiedziała "nie wiem". Z drugiej strony także badania Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego pokazują, że zaufanie do liderów życia religijnego spada. W 2002 roku swojemu biskupowi ufało 45 proc. respondentów, episkopatowi - 42 proc., proboszczowi - 56 proc. Równocześnie brak zaufania do proboszcza deklarowało 8,2 proc.

Badacze są zgodni, że Polacy ufają raczej konkretnym, znanym sobie księżom niż księżom w ogóle.