Inne

Na 20 metrach kwadratowych nie mają toalety, ciepłej wody, ogrzewania, wentylacji. Na ścianach rozwija się grzyb, a sufit jest podparty drewnianymi belkami, żeby się do reszty nie zawalił. Obie coraz bardziej zapadają na zdrowiu - opisuje "Fakt". Pani Elżbieta miała wylew, jest po operacji serca. Jej córka, mimo młodego wieku, z powodu potwornej wilgoci zachorowała na reumatyzm. Ostatnio dziewczynka przestała słyszeć na jedno ucho. Jej mamy oczywiście nie stać na kupno aparatu słuchowego. Mimo że wielu mieszkańców współczuje samotnej matce i jej córce, jak na razie nie znalazł się nikt, kto potrafiłby pomóc mieszkankom piwnicy - czytamy w "Fakcie".

Reklama

Lokum w piwnicy przy ulicy Szkolnej Elżbieta Ostapowicz znalazła zaraz potem, jak została sama z maleńką córeczką. Partner życiowy kobiety pewnego dnia zniknął, zostawiając je bez mieszkania i żadnych środków do życia na ulicy. Dzięki znajomym kobieta wprowadziła się do opustoszałej 20-metrowej piwnicy. Przy pomocy kolejnych dobrych ludzi urządziła tymczasowe mieszkanie, wyposażyła w kupowane na raty meble. Zaczęła się starać o lokal komunalny. Ale czas mija i nic się nie zmieniło. Na własną rękę nic wynająć nie może, bo jej cały dochód to zaledwie 319 złotych - pisze "Fakt".

"Jest coraz gorzej. Ciągle chorujemy, a córka przeżywa w szkole prawdziwe piekło. Koledzy wołają na nią kret albo szczur" - opowiada "Faktowi" pani Ostapowicz.

Niedawno i tak małe pomieszczenie jeszcze się zmniejszyło. Trzeba było podeprzeć sufit solidnymi belkami. Cieknące z uszkodzonej rury kanalizacyjnej nieczystości spowodowały, że strop zaczął się walić. Żeby nie doszło do katastrofy budowlanej, trzeba było go natychmiast wzmocnić.

Starania o lokal komunalny nie przyniosły na razie żadnego rezultatu. Było kilka propozycji, ale kobieta żadnej nie przyjęła. "Te lokale różniły się tylko tym, że nie były w piwnicy, a warunki były jeszcze gorsze" - powiedziała "Faktowi" pani Elżbieta.