Wszystko zaczęło się w piątek wieczorem. Marcin Frymas, który na stałe mieszka w Belgii, przyjechał do Justyny Przedwojskiej, swojej niedawnej partnerki życiowej, do podwrocławskich Bratowic. Miał odwiedzić ich 11-miesięcznego synka. Jednak według wersji kobiety siłą wyrwał jej dziecko, wrzucił do samochodu i odjechał, nie mówiąc dokąd.

Reklama

Obydwoje rodzice mają pełne prawa opiekuńcze nad dzieckiem. Obydwoje mogą więc zajmować się nim i spotykać tyle, ile chcą. Jednak okoliczności, w których Frymas zabrał dziecko od matki, sprawiły, że chłopczyka i jego ojca od piątku przez całą sobotę szukała policja, używając śmigłowców i psów tropiących.

W sobotę wieczorem pościg ustał. Frymas zgłosił się z dzieckiem na policję. Tyle że w Belgii. "Ma belgijskie obywatelstwo, podobnie jak Alex" - wyjaśnia Przedwojska.

Kiedy Frymas zgłosił się na policję w Belgii, polska prokuratura zdążyła już wydać postanowienie o postawieniu mu dwóch zarzutów: narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz zmuszenia matki do wydania dziecka. Okazało się jednak, że zarzuty polskie nie mają żadnej mocy na terenie Belgii. Tamtejsi policjanci wypuścili mężczyznę do domu razem z dzieckiem.

Reklama

"Zwróciliśmy się do tamtejszej policji o to, żeby doręczyła wezwanie do stawienia się na przesłuchanie we wrocławskiej prokuraturze" - mówi Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. "Odmówili. Odpowiedzieli, że nie mają do tego podstaw".

Według prawa belgijska policja nie ma obowiązku dostarczyć wezwania na przesłuchanie do Polski.

Wszystko wskazuje więc na to, że jeden rodzic może wywieźć dziecko za granicę bez żadnych formalności, jednak drugi musi czekać na spełnienie długich procedur prawnych po to, by je sprowadzić z powrotem. Polska prokuratura nie ma podstaw do tego, żeby zwrócić się do Belgów o wydanie dziecka, bo rodzice mają do niego równe prawa. "Wprawdzie w świetle prawa karnego zachodzi podejrzenie, że ojciec chłopczyka popełnił przestępstwo, jednak najpierw trzeba mu postawić zarzuty" - mówi DZIENNIKOWI Ewa Piotrowska, rzecznik prokuratora generalnego. "Aby to było możliwe, najpierw musi się stawić do prokuratury. Jeśli tego nie zrobi, trzeba przejść przez długą procedurę".

Reklama

Jaką? "Zwrócimy się do wrocławskiego sądu rejonowego o aresztowanie go na 14 dni i wydanie listu gończego" - wylicza Klaus. "Jeśli to nie zadziała, zwrócimy się do sądu okręgowego o wydanie europejskiego nakazu aresztowania".

Sprawa może więc ciągnąć się tygodniami, a matka dziecka może tylko bezradnie czekać, aż ten czas minie. Co w tym czasie dzieje się z dzieckiem? Czesław Michalczyk, psycholog i psychoterapeuta, nie ma wąpliwości: "Historie takie jak ta są najtrudniejsze dla dziecka. Wiemy przecież, że chłopczyk mieszkał z matką. Zakładamy, że czuł się tam bezpiecznie. I nagle został nagle z tego miejsca wyrwany, to traumatyczne przeżycie" - mówi.

Adwokat Piotr Rychłowski przyznaje, że podobne dramaty są powszechne. I zawsze cierpią na tym dzieci. Może należy zmienić prawo? "Prawo zakłada, że rodzice będą zachowywać się w sposób racjonalny, niestety życie pisze inne scenariusze" - przyznaje Rychłowski. "Jednak zmienić należy co innego: maksymalnie przyspieszyć procedury, które trwają miesiącami, a nawet latami".

Jednak Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego, nie ma wątpliwości: jeśli ojciec uprowadził dziecko, to nie ma znaczenia, że ma takie same prawa rodzicielskie jak jego matka. Jeżeli egzekwuje swoje prawa siłą, popełnia przestępstwo. Jednak matka może o nie walczyć w sądzie. A to może oznaczać kolejne tygodnie rozłąki z dzieckiem.