Wskazując winnych w sprawie brutalnie zamordowanego biznesmena Krzysztofa Olewnika, były poseł lewicy Jerzy Dziewulski nie przebiera w słowach. "To nie jest sprawa nieudolności. Widzę bardziej możliwość współpracy pewnego naczelnika radomskiej policji, pana Mindy z przestępcami. Wykazując się taką bezradnością wskazywał na to, że ktoś nim steruje" - stwierdził w magazynie "24 godziny".

Reklama

"Nie mogę wskazać nikogo, ale łączę te dziwne zbiegi okoliczności. Ten brak zaangażowania w sprawę. Tą kompletną indolencję policji. Tak się nie pracuje, a przynajmniej nie za darmo" - zauważa Dziewulski, a jego słowa cytuje tvn24.pl

Były antyterrorysta wylicza błędy śledczych: "Nie prowadzono podsłuchów ani nagrań telefonów od porywaczy, rozmowy z przestępcami nagrywała siostra Olewnika. Funkcjonariusz nie podjął badania śladów, nie sprawdził nawet tej najgłupszej informacji, która przyszła w anonimie zaraz po porwaniu, a było tam miejsce uwięzienia i nazwiska sprawców!" - przekonuje.

"Bydlę, nie człowiek!"

Zdaniem Dziewulskiego, nadkomisarz Remigiusz Minda z komendy w Radomiu przekonywał rodzinę Olewnika, że policja kontroluje przekazanie okupu. Jednak porywacze przejęli pieniądze bez żadnych problemów. "Policjant twierdził, że mają to wszystko pod kontrolą. Bydlę, nie człowiek" - stwierdził Dziewulski.

Reklama

"Z okupu za Krzysztofa Olewnika, który zrzucono z mostu Grota Roweckiego w trzech paczkach, znaleziono tylko 100 tysięcy euro" - przypomina Dziewulski. I zwraca uwagę, że dwóch nieżyjących już gangsterów zgarnęło 30 tysięcy, a jeden siedzący w więzieniu - 70 tysięcy. "Gdzie pozostałe 200 euro?" - pyta Dziewulski.

Na koniec Dziewulski przyznał, że sam nie jest bez winy w tej sprawie. "Ojciec Krzysztofa był u mnie, rozmawiał ze mną. Wiem, że za mało zrobiłem. Wszystko co mogłem, ale za mało" - stwierdził były poseł.