Sytuacja była poważna. Zmobilizowano wszystkie dostępne karetki pogotowia i wozy straży pożarnej. Zaczęto rozstawiać namioty medyczne. Na szczęście pilot bezpiecznie posadził maszynę na ziemi. Ale nie obyło się bez ofiar - dwie osoby zawieziono do szpitala. Przy opuszczaniu maszyny, pasażerka schodząc po trapie zwichnęła nogę, inna osoba zasłabła.
Przed lądowaniem maszyna musiała w ekspresowym tempie spalić siedem ton paliwa. Dlatego zeszła na niską wysokość i krążyła w okolicach Warszawy. Gdyby podwozie rzeczywiście zawiodło, zetknięcie z ziemią groziłoby eksplozją.
Wszystko zaczęło się tuż po starcie. W lecącym do Edynburga samolocie linii Centralwings zawiódł czujnik chowania podwozia.
"Okazało się, że kontrolka nie wykazała prawidłowego zamknięcia podwozia, wobec czego załoga zdecydowała się na powrót na lotnisko i poprosiła o status awaryjnego lądowania. Podwozie otworzyło się bez kłopotów. Służby techniczne podejrzewają więc błąd we wskazaniach czujnika, a nie awarię podwozia" - powiedział PAP rzecznik prasowy Centralwings Kamil Wnuk.