Kobieta nie mogła zadzwonić po pomoc, bo gdy spadała, zgubiła telefon komórkowy. Postanowiła poczekać, aż ktoś ją znajdzie. Nie było jej łatwo, bo wysoko w Tatrach wciąż panuje zima. Owinęła się kocem, jadła czekoladę, piła wodę z potoku. Trwała tak przez dwie doby.
Dopiero dziś rano, około godziny 11, turyści na szlaku usłyszeli wołanie kobiety. Śmigłowiec przewiózł ją do szpitala. Lekarze uspokajają, że nic już jej nie grozi.
"Turystka jest cała poobijana" - mówi Roman Szatkowski, dyżurny ratownik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.