Zbliża się rewolucja. Badania DNA w ostatnich 50 latach zmieniły świat na tyle mocno, że teraz musimy dopasować anachroniczne przepisy do nowej rzeczywistości. Nadciąga ona wraz z nowelizacją kodeksu rodzinnego, przygotowywaną przez Ministerstwo Sprawiedliwości.

Reklama

Powód tych zmian jest oczywisty - stworzone w 1964 roku przepisy nie przystają do ery zapłodnienia in vitro, klonowania, zastępczego macierzyństwa.

"Do tej pory mężczyzna, który uznaje dziecko, nie może zakwestionować swojego ojcostwa tylko dlatego, że nie jest biologicznym ojcem. Nowelizacja kodeksu podnosi wagę prawdy biologicznej" - mówi sędzia Robert Zygadło, sekretarz Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego przy Ministerstwie Sprawiedliwości.

I tak powstanie zapis, który przed epoką macierzyństwa zastępczego brzmiałby śmiesznie, a mianowicie, że matką jest ta kobieta, która urodziła dziecko. I drugi, równie ważny, że w razie sporu między rodzicami o alimenty płacić je będzie nie ten mężczyzna, który przy porodzie uznał dziecko, lecz biologiczny ojciec. Wynik badań DNA, brany dotychczas bardzo rzadko pod uwagę w sprawach rozwodowych, ma być teraz argumentem decydującym.

O tym, że zapis ten będzie dotyczyć wielu tysięcy Polaków, świadczą badania genetyka dr. Rafała Płoskiego z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego: "Według moich szacunków, przeprowadzonych na podstawie kilkunastoletniej praktyki, co dwunasty mężczyzna w Polsce wychowuje dzieci spłodzone przez kogoś innego i o tym nie wie".

Takie niechciane dane wychodzą na jaw podczas różnych badań genetycznych, wykonywanych np. przed transplantacją, kiedy sprawdza się zgodność materiału genetycznego dawcy i biorcy organów.

"I wtedy okazuje się, że pomiędzy ojcem a dzieckiem tej zgodności nie ma" - mówi Płoski. Zakładając więc, że średnia klasa szkolna liczy dwadzieścioro czworo dzieci, dwoje jest wychowywanych przez obcych, nieświadomych tego ojców - pisze "Newsweek".