"W Polsce dotąd nie ma sprawnie działającego systemu śledzenia losów dziecka" - mówi dziennikowi.pl Joanna Kluzik-Rostkowska z PiS, wiceszefowa sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny.
Najboleśniej widać to na przykładzie śmierci 3,5-letniego Bartusia. Jego matka - 36-letnia Iwona K. - miała zasądzony nadzór kuratora. Po jej wyprowadzce z Wałbrzycha tamtejszy sąd powinien zawiadomić o tym urzędników z jej nowego miejsca zamieszkania - Kamiennej Góry. Nie zrobił tego.
Nikt więc nie interesował się losem rodziny, w której pijany kochanek matki katował dziecko. W końcu Bartuś skonał w męczarniach. Nieznany jest też los siostry chłopca. Dziewczynka zaginęła wiele lat temu i nikt nigdy jej nie szukał.
Kluzik-Rostkowska tłumaczy, że kwestiami związanymi z dziećmi zajmuje się w Polsce wiele instytucji, m.in. policja, opieka społeczna, lekarze, przedszkola i szkoły. "Nie ma jednak miejsca, gdzie skupiają się wszystkie informacje z tych instytucji. To widać w sprawie 3,5-letniego Bartka. Wystarczyło, że matka się przeprowadziła, by dziecko <zniknęło> z pola widzenia państwa" - ubolewa posłanka.
Jak ustalił dziennik.pl, Kluzik-Rostkowska ma gotowy projekt elektronicznego monitoringu, roboczo nazwanego Systemem śledzenia losów dziecka. Jego koszt to pięć milionów złotych. Posłanka, jeszcze jako minister pracy w rządzie PiS, przygotowała projekt powołujący do życia gigantyczną bazę danych. Dziś wraca ze swoim pomysłem.
Jak ma działać? W każdym województwie w tzw. centrum zdrowia rejestruje się narodziny dziecka. Posłanka chce, by to samo centrum gromadziło wszystkie informacje o życiu małych Polaków. Policja będzie musiała umieszczać tam dane o domowych awanturach, a lekarze - o siniakach i śladach pobicia. Informacje będą podawać też np. nauczyciele, którzy zauważyli u dziecka coś niepokojącego.
"Ten system pozwoli też na szybkie wyłapywanie instytucji, która zaniedbuje swoje obowiązki" - mówi dziennikowi.pl Kluzik-Rostkowska.
Według drugiej wiceszefowej komisji polityki społecznej i rodziny, Anny Bańkowskiej z SLD, Sejm powinien jak najszybciej zająć się tego rodzaju systemem. "Nie możemy jednak pozwolić, by doszło do totalnej inwigilacji rodziny" - zastrzega Bańkowska dziennikowi.pl.
Dodaje, że sejmowa komisja zajmie się tym problemem już na najbliższym posiedzeniu.