Inne

"Nie zdążyłam go uratować" - mówi "Faktowi" zalana łzami babcia. "Chciałam mu pomóc. Chciałam, żeby miał normalne dzieciństwo. Pragnęłam, żeby ktoś go kochał" - ociera łzy.

Żytyńska wiedziała, że jej córka wraz z konkubentem maltretowali Bartka. Po pierwszym pobiciu chłopca zawiadomiła opiekę społeczną. Wtedy jej córka zabrała syna i wyjechała do Kamiennej Góry, do nowego kochanka .

Iwona K. nie miała serca dla swojego synka. Ustalenia śledztwa wskazują na to, że wykorzystywała go, by zdobyć pieniądze od opieki społecznej - syn był jej potrzebny tylko do tego, by mogła dostawać zasiłek. Kiedy Bartek odwiedzał babcię, powtarzał, że mama go już nie chce, że go nie kocha. Iwona K. w szale krzyczała do swojego dziecka, że go nienawidzi.

Reklama

Żytyńska szukała pomocy dla chłopca. Załatwiła formalności, by opiekę nad Bartkiem przejęła Teresa S., która opiekuje się trójką innych dzieci Iwony. Wystarczyłby podpis Iwony K. i Bartuś mógłby mieć wspaniałe dzieciństwo. "Mówiła, że go nie chce. Ciągle powtarzała, że rozbija jej związek, ale nie podpisała tego dokumentu" - szlocha bezradna babcia.

Bartuś spoczął w sobotę na wałbrzyskim cmentarzu.