To już nie szkolne przybory do angielskiego i niemieckiego: w Polsce prawdziwy interes robi się na podręcznikach do duńskiego, węgierskiego czy greckiego. Schodzą nawet książki do suahili. "To głód wiedzy typowy dla rozwiniętego społeczeństwa" - mówią eksperci.

Reklama

Dział językowy przeciętnego Empiku w Warszawie liczy ponad 2 tysiące publikacji. Książki do angielskiego i niemieckiego płynnie przechodzą w hiszpański i francuski, najczęściej zajmując po kilka pokaźnych półek, a za nimi zaczyna się egzotyka. "To najbardziej rozwojowa dziedzina" - mówi DZIENNIKOWI przedstawicielka firmy Monika Marianowicz. Sama jest zdziwiona niektórymi aspektami zjawiska. "Największy boom panuje na podręczniki do języków skandynawskich i orientalnych" - mówi.

Ale konkurencja też widzi, że książka do języka jest niemal zawsze świetnym towarem. Do każdego języka. "Mamy podręczniki do hindi i suahili i jakoś nie ma problemu ze sprzedażą" - mówi DZIENNIKOWI Magdalena Dudek pracująca w dziale książka w warszawskim Traffic Club.

To, że Polska jest potężnym rynkiem i że wzrost gospodarczy napędza i tak już silną ciekawość świata, szybko zauważyły wielkie wydawnictwa językowe. "Wśród wszystkich oddziałów naszej firmy Polska ma największą po Niemczech ofertę" - mówi DZIENNIOWI Krzysztof Baran z niemieckiego wydawnictwa Pons.

Fenomen jest tym większy, że statystycznie Polacy nie są szczególnie wielojęzyczni, a 29-proc. znajomość angielskiego daje im w tej kategorii jedno z najniższych miejsc w Unii. Zjawisko pokazuje więc po części dysproporcje między niewydolnym państwowym systemem nauczania, a rzeczywistym pragnieniem wiedzy. Eksperci zwracają uwagę, że zainteresowanie mniej oczywistymi językami to też efekt zmian społecznych.

"Coraz mniej ludzi uczy się języków dla samych korzyści finansowych, a coraz więcej robi to w celach towarzysko-hobbystycznych" - mówi DZIENNIKOWI Anna Mazurek z firmy Edgard. Jej wydawnictwo zaczynało od tanich podręczników do doskonalenia niemieckiego i angielskiego. W pewnym momencie w jej ofercie pojawiły się szwedzki i duński, a później ruszyła lawina. Dziś Edgard to książki do czeskiego, chińskiego, arabskiego i kilkunastu innych języków, do których książek można było kiedyś szukać wyłącznie w zakurzonych antykwariatach.

Ale konkurencja też nie śpi. Pons, znany wydawca kursów ekspresowych ma już w swoim portfolio m.in. szwedzki, duński, grecki i niderlandzki, rynek atakuje wydawca słynnej francuskiej serii "Sans Peine" (bez wysiłku) - firma ASSiMiL, która wchodzi z kieszonkowymi pakietami rozmówkowymi, do Polski trafiła nawet w części przetłumaczona na nasz język pod nazwą "Ucz się sam" anglojęzyczna seria "Teach Yourself", która od lat 40. jest najbardziej topową marką do nauki języków w świecie anglojęzycznym.

Reklama

Wszyscy nasi rozmówcy mówią jedno: językowy boom to efekt członkostwa w Unii Europejskiej, ale postępujący geometrycznie i z roku na rok widoczny coraz bardziej. "Wielojęzyczność jest cechą Europejczyka i kojarzy się europejsko. Poza tym w obecnych społeczeństwach jest duży nacisk na samorozwój, a nauka języka jest jedną z głównych form samorozwoju" - tłumaczy zjawisko ostatnich lat socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego Joanna Heidtman.

p

Pamiętaj:

Węgierski

*"Lengyel, magyar ket jo barat, egyutt harcol es issza borat" brzmi po węgiersku słynne powiedzenie podkreślające przyjaźń między Polakami i Węgrami "Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli, i do szklanki""

Szwedzki:

*Nordöstersjökustartilleriflygspaningssimulatoranlägeningsmaterielunderhallsuppfoeljningssystemdiskussioninläggfoerberedelsearbeten” - wpisane do księgi Guinessa najdłuższe liczące 128 liter słowo w języku szwedzkim, które oznacza "prace przygotowawcze do udziału w dyskusji nad systemem utrzymania wsparcia materialnego symulatora nadzoru z powietrza dla północno-wschodniej części artylerii nadbrzeżnej Bałtyku".

Grecki:

*W Grecji gesty potwierdzające i zaprzeczające wyrażane są odwrotnie niż w większości innych krajów. Żeby zaprzeczyć, Grecy mówią "Ochi" i kiwają głową w dół, żeby potwierdzić, Grek kręci głową i mówi "Ne".

Portugalski:

*'Ser o nao ser" to po portugalsku "być albo nie być".

Japoński:

* Japończycy posługują się trzema alfabetami: do zwykłego pisania, do zapisów fonetycznych i do zapisywania obcojęzycznych słów. Pierwszy i największy - kanji - liczy kilkaset tysięcy znaków. Przeciętny Japończyk używa zaledwie dwóch tysięcy - tyle, ile wystarczy do przeczytania gazety.