Kończą się rządowe prace nad nowelizacją ustawy o prawie telekomunikacyjnym. "Chcemy uszczelnić system. Po co o tym, kto jest podsłuchiwany, mają wiedzieć np. jacyś byli ludzie ze służb specjalnych pozatrudniani przez operatorów?" - tłumaczy DZIENNIKOWI wysoki oficer policji.
Dziś procedura wygląda tak: po uzyskaniu zgody prokuratora i sądu służby zgłaszają pracownikom telekomu żądanie podsłuchiwania konkretnego numeru. Do operatora trafia całe dossier osoby, którą interesują się śledczy: wniosek o włączenie podsłuchu, zgoda sądu i prokuratury oraz uzasadnienie z opisem sprawy, w którą jest zamieszana. Wtedy pracownicy pionów bezpieczeństwa telekomów włączają podsłuch, a przekierowany sygnał trafia do podsłuchowni. To miejsce, w którym funkcjonariusze mogą słuchać na bieżąco rozmów i sporządzać stenogramy. Zdarza się też, że firmy tylko dostarczają płytę CD z nagraniami rozmów.
"Pracownicy pionów bezpieczeństwa u operatorów telefonów komórkowych i stacjonarnych to niepotrzebne ogniwo, z którego może nastąpić przeciek. Mieliśmy takie przypadki" - tłumaczy oficer policji. Wtóruje mu CBA: "W interesie państwa jest, by czynności operacyjne pozostawały pod kontrolą państwowych służb przy ograniczonym do minimum udziale podmiotów prywatnych" - twierdzi Piotr Kaczorek z Biura.
Jeszcze niedawno tego samego zdania była ABW. Niespodziewanie pod obecnym kierownictwem zmieniła stanowisko. "Jesteśmy przeciw, bo to oznaczałoby dodatkowe koszty skarbu państwa" - tłumaczy w imieniu szefa ABW major Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska.
Krzysztof Bondaryk, szef ABW, ma bowiem własną wizję. Chce, aby podczas instalowania podsłuchów oficerom towarzyszyli właśnie pracownicy telekomów.
"Nie wiem, dlaczego Bondaryk ma inne zdanie niż wszystkie pozostałe służby. Do ABW przyszedł prosto z komórkowej Ery. Być może to jest odpowiedź" - zastanawia się urzędnik MSWiA. Problem jest tym bardziej złożony, że sam Bondaryk do niedawna był sprawdzany przez prokuraturę i ABW, czy nie był źródłem przecieku informacji o podsłuchach.
Mimo że inne służby niechętnie reagują na jego propozycje, Bondaryk intensywnie lobbuje za swoimi rozwiązaniami. Jak się dowiedzieliśmy, w czerwcu rozesłał pisma w tej sprawie do najważniejszych urzędników państwowych odpowiadających za bezpieczeństwo, np. do wicepremiera Grzegorza Schetyny i Jacka Cichockiego odpowiadającego w rządzie Tuska za służby specjalne. "Przy innym rozwiązaniu, personel może tej [technicznej, przy podsłuchiwaniu - przyp. red.] pomocy odmawiać" - alarmuje. Operatorzy dotychczas nie zajęli stanowiska w tej sprawie.