Rzecznik praw obywatelskich tuż po aresztowaniu siedmiu komandosów bardzo ostro wypowiedział się o ataku na Nanghar Khel: "Zbrodnia ta plami nie tylko tradycje polskiego oręża, lecz również na nowo polską historię, w której to Polacy byli niewinnymi ofiarami obcej agresji, rzadko zaś zabójcami - mówił. Kochanowski podtrzymuje te słowa do dziś.

Reklama

Serwis internetowy tvp.info dotarł do zeznań, jakie złożyli oskarżeni żołnierze. Żołnierze utrzymują, że, rzeczywiście, dostali rozkaz ostrzelania wioski. Bali się sprzeciwić dowódcy, jednak rozkazu postanowili nie wykonać. Zamiast zaatakować wioskę, chcieli ostrzelać okoliczne góry, w których ukrywali się talibowie. Z powodu wady sprzętu, ogień trafił jednak w wioskę i padły ofiary wśród ludności cywilnej. Po akcji żołnierze byli w szoku, widząc masakrę jakiej dokonali. Serwis jako pierwszy publikuje obszerne fragmenty przesłuchań przeprowadzonych po zatrzymaniu żołnierzy w listopadzie ubiegłego roku.

"Widziałem ciała dzieci i kobiet. Jak to zobaczyłem, krzyknąłem, że za to siedzieć nie pójdę, położyłem broń w aucie i usiadłem z tyłu na ziemi, na piachu. Kazałem tylko sanitariuszom udzielać pomocy. Nie udzielałem żadnej pomocy. Byłem w szoku" - zeznał plutonowy Tomasz B., pseudonim "Borys", który bezpośrednio kierował ogniem.

16 sierpnia 2007 r. pluton szturmowy ostrzelał afgańską wioskę Nanghar Khel. Zginęło sześcioro cywili, w tym kobiety i dzieci. Atak miał być zdaniem prokuratury, zemstą za to, że kilka godzin wcześniej polski transporter opancerzony Rosomak wjechał na domowej roboty ładunek wybuchowy umieszczony przez talibów na drodze patrolu.

Reklama