Instytut działał ponad dwa lata. Sprzedawał wino Monsignore, wodę Jankowski. Plany miał dalekosiężne. Młodzi prezesi instytutu wymyślili między innymi telefonię Prałat Mobile. W Warszawie miała powstać klubokawiarnia.

Reklama

Ale wszystko, za co brali się prezesi Mariusz Olchowik i Stanisław Słabiński, było komercyjną porażką. Dlatego ksiądz Jankowski zdecydował się zamknąć instytut. Kiedy to zrobił, na koncie instytutu było już ponad 500 tysięcy złotych długu. Wtedy do pracy przystąpił likwidator.

>>>Prałat Jankowski zamyka swój instytut

Jak pisze "Rzeczpospolita", Ryszard Walczak szybko zrezygnował z ratowania instytutu. "Nie widząc sensu użerania się z rozwiązywaniem problemów - tak naprawdę nierzetelnych młodych ludzi, złożyłem rezygnację" - napisał w piśmie, które przytacza gazeta.

Walczak poddał się, bo nie był w stanie rozliczyć wszystkich wydatków prezesów. O ponad pół miliona złotych upomina się kilkudziesięciu wierzycieli. Olchowik i Słabiński narobili długów nie tylko fatalnymi decyzjami handlowymi, ale i sporą rozrzutnością. Na dywany, obiady w restauracjach i przeloty samolotem wydali prawie 150 tysięcy złotych.

Po rezygnacji Walczaka jego obowiązki przejmie profesjonalna kancelaria prawna. Według byłego już likwidatora chodzi o to, by uniknąć spłacania długów.

>>>Przeczytaj, jak koledzy prałata bawili się z prostytutkami

Reklama

Walczak rezygnując, nie omieszkał skrytykować Olchowika. Podkreślił, że zarówno on, jak i Słabiński zupełnie nie chcieli z nim współpracować. Przypomniał także aferę z Olchowikiem, po której młody prezes zrezygnował, a ksiądz Jankowski zamknął instytut. Kilka miesięcy temu ujawniono taśmę, na której ten 26-letni dawny działacz Młodzieży Wszechpolskiej wydzierał się na współpracownika, grożąc mu śmiercią. "Rzeczpospolita" opisywał także libacje szefów instytutu i ich zabawy w agencjach towarzyskich.

"Będziemy się modlić za tego młodego człowieka o jego nawrócenie z drogi zatracenia" - napisał likwidator w piśmie cytowanym przez "Rzeczpospolitą".