Konstytucjonalistka Beata Szepietowska - o tym, że ma raka - dowiedziała się w 2019 roku. Mimo operacji i chemioterapii choroba wróciła. Teraz, kiedy prowadząca ją lekarka zaczęła przygotowywać wniosek o refundację leku do ministra zdrowia, okazało się, że wniosek nie będzie możliwy do zrealizowania.
Od maja niraparib nie jest na liście leków nieobjętych refundacją. To efekt negatywnej rekomendacji, jaką dla refundacji preparatu wydał prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji.
Nie potrafię powiedzieć, co się zmieniło. Czytałam opinie agencji. Jeszcze w lipcu 2020 roku ten lek został oceniony jako skuteczny, jako lek nowej generacji do terapii kobiet chorujących na raka jajnika. A już w styczniu agencja wydała opinię odwrotną, która była niestety negatywna. Zarówno ze względów merytorycznych - bo agencja uznała, że nie jest to lek, który wywołuje oczekiwane rezultaty. A druga strona oceny dotyczyła kosztów, które ponosi budżet państwa – mówiła konstytucjonalistka.
Dodała przy tym, że preparat stosowany jest w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych.
"Niezrozumiała dyskryminacja kobiet chorujących na raka jajnika"
Szepietowska podkreśliła też, że w Polsce refundowany jest podobny lek – także dla chorych na raka jajnika - olaparib. O jego refundację kilka lat temu walczyła chora na ten nowotwór Kora. Problem w tym, że mogą go przyjmować te pacjentki, które mutację w genach dziedziczą.
Z mojego punktu widzenia mogę tylko powiedzieć, że to jest przykład zupełnie niezrozumiałej dyskryminacji kobiet chorujących na raka jajnika. Te, które dziedziczą gen nowotworowy mają szansę na leczenie w trybie refundacji. A my, które chorujemy "po prostu" już takiej szansy na leczenie nie mamy. Kompletnie nie rozumiem, z czego wynika ta różnica – skwitowała.