Uczestnicy manifestacji przyszli z transparentami, na których napisano hasło "Stop torturom na granicy". W centralnym punkcie zawieszony był duży baner z hasłem "Przyjmę uchodźców, oddam rasistów".
"Ten marsz to przestrzeń dla wszystkich nas, które i którzy nie mają zgody na tortury, wywózki i inne skandaliczne działania polskich władz w stosunku do ludzi szukających w Polsce schronienia. Które, którzy czują gniew, rozpacz, bezradność czy oburzenie!" - napisali organizatorzy w mediach społecznościowych.
Podczas demonstracji przemawiały reprezentantki środowisk feministycznych, które opowiadały o sytuacji migrantów na granicy. W wystąpieniach krytykowały wprowadzenie stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej i oskarżały rząd o pozostawienie uchodźców "na pewną śmierć". Manifestujący skandowali hasła: "Hańba" i "Stop torturom na granicy".
W trakcie manifestacji odczytano też list jednej z inicjatorek demonstracji europosłanki Janiny Ochojskiej. "Brak mi słów, aby opisać z jakim okrucieństwem traktowani są ci najsłabsi przez polską i białoruską straż. Apeluję do rządzących o rzecz podstawową. O poszanowanie prawa międzynarodowego, krajowego i własnych procedur" - napisała w liście Ochojska.
"Każdy kto wyraża chęć złożenia wniosku o ochronę międzynarodową powinien zostać przyjęty do ośrodka, a jego wniosek powinien zostać rozpatrzony" - dodała europosłanka w liście odczytanym podczas manifestacji.
"Nie ma zgody na tortury"
Niedzielna manifestacja przeszła z ronda de Gaulle'a przez plac Trzech Krzyży, potem ulicą Wiejską przed Sejm. Następnie ulicami Piękną i Marszałkowską do Metra Centrum, gdzie po godzinie 16.20 demonstracja zakończyła się.
- Policjanci w trakcie tego zgromadzenia zapewniali bezpieczeństwo na trasie przemarszu. Zaangażowani byli między innymi policjanci wydziału ruchu drogowego KSP - powiedział rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak. - Było bezpiecznie - dodał.
"To nasza odpowiedzialność"
Krakowska manifestacja rozpoczęła się pod Wieżą Ratuszową na Rynku Głównym, potem jej uczestnicy przeszli pod biuro PiS przy ul. Retoryka, gdzie kredą rysowali na chodniku domki i hasła. - Życie kolejnych kilkuset osób, które próbują wydostać się z przygranicznych lasów, jest zagrożone. Są wśród nich małe dzieci! To uchodźcy i uchodźczynie z Iraku, Afganistanu, Syrii, Turcji i innych krajów, w których grożą im wojna, prześladowania i przemoc - podkreślali organizatorzy manifestacji. - Życie i zdrowie tych osób to nasza odpowiedzialność - dodali.
- Walczymy o każdą godzinę życia tych ludzi – mówili. - Ponad podziałami i ponad poglądami mówimy, że łamane jest prawo. Każdy kto wkroczy na terytorium naszego kraju – bez znaczenia czy jest w rowie, lesie czy na rozstaju dróg – zgodnie z konwencją genewska ma prawo poprosić o międzynarodową ochronę - przekonywali.
Aktywiści mówili, że osoby które pomagają uchodźcom na granicy spotykają się z olbrzymim hejtem. Zebrani na Rynku dziękowali za działali zaangażowanym w akcję pomocy skandując: "dziękujemy".
Uczestnicy przyszli z transparentami: "Człowiek nie jest rzeczą", "Stop łamaniu praw człowieka", "Zburz mur w głowie, otwórz serce", "Nie ma uchodźców, są ludzie". Skandowali "Solidarność naszą bronią".
Zanim demonstranci opuścili Rynek pojawił się na nim marsz środowisk prawicowych, którego uczestnicy modlili się i śpiewali. Przez chwilę solidaryzujący się z uchodźcami krzyczeli do nich: "Jezus Chrystus był uchodźcą" i "Gdzie jest wasze człowieczeństwo?!".
Według policji manifestacje przebiegły spokojnie, nie podjęto żadnych interwencji