Na migracje można patrzeć na dwa sposoby. Pierwszy jest racjonalny, oparty na liczbach, potrzebach - w tym ekonomicznych. W naszych krajach rodzi się mniej dzieci. Nasze państwa potrzebują imigrantów ekonomicznych, brakuje pracowników. (...) Ale ten racjonalny dyskurs nie przekonuje ludzi. Jako obrońcy praw człowieka musimy zrozumieć, dlaczego ludzie się boją oraz jak ten strach jest tworzony i karmiony, przez kogo i w jakim celu, no i jak mamy na to odpowiedzieć - mówiła w TOK FM Callamard.

Reklama

Nie ma prostego leku na te niepokoje, które ta transformacja wywołuje. Z pewnością, rozwiązaniem nie jest trzymanie migrantów na granicznej ziemi niczyjej. Czy Polacy są gotowi patrzeć na to, jak dzieci umierają na granicy z zimna i głodu? Musicie sobie zadać to pytanie. Racjonalnym rozwiązaniem byłoby stworzenie ośrodków dla ludzi, którzy tam są oraz rozpatrzenie ich wniosków zgodnie z prawem międzynarodowym. Jeśli nie kwalifikują się na status uchodźcy, to powinni zostać deportowani. Jeśli mają prawo do tego statusu, to powinni zostać przyjęci w Polsce albo - w ramach porozumienia - w jakimś innym kraju. To nie są takie liczby ludzi, żeby te rozwiązania nie zadziałały - dodała.

Nie sugeruję oczywiście, że Polska nie powinna starać się chronić granic. Konieczna jest próba porozumienia z Białorusią w sprawie tych terenów. Konieczne są rozmowy z rządami państw, z których migranci przybywają, by wiedzieli w jaką grę gra Łukaszenka. Może nie da się całkowicie zatrzymać napływu migrantów, bo to globalne zjawisko, ale są instrumenty, by ograniczyć przemyt ludzi i ich napływ na granicę - powiedziała szefowa AI.

To jest wywołany przez polityków kryzys. Są sposoby, by się z nim zmierzyć - bez powodowania śmierci, łamania prawa i jeszcze większego zatruwania polskiego społeczeństwa. Bo gdy migranci są przetrzymywani na tej ziemi niczyjej, bez wody, żywności, na zimnie, w lesie, to każdy Polak i Polka coś traci. Tak naprawdę każdy Europejczyk coś traci, który pozwala na takie traktowanie ludzi. To zatruwa nasze społeczeństwa i wartości, w przypadku Polski - również wartości chrześcijańskie. To jest wbrew wszystkiemu, co głoszą chrześcijanie - oceniła.

Reklama

Białoruś bierze udział w przemycie ludzi, Polska odpycha ich od granic, co - w niejednym przypadku - doprowadza do ich śmierci. Życie ludzi jest traktowane instrumentalnie w rozgrywce między państwami. Do podobnych sytuacji dochodzi obecnie na granicy Meksyku i Stanów Zjednoczonych, Meksyku i innych krajów Ameryki Środkowej, na Morzu Śródziemnym, w Lesbos w Grecji, w Calais we Francji. Na całym świecie i w całej Europie rządy poszczególnych państw stosują "pushbacki" i traktują migrantów w sposób urągający ludzkiej godności. Społeczeństwa zaś się temu przyglądają i w dużej mierze popierają działania rządów. Z taką właśnie sytuacją się mierzymy - tłumaczyła Callamard.

"Musimy jechać pod granicę"

Callamard była pytana o to, jak na to reagować.

Po pierwsze, trzeba uświadomić sobie, że nie rozwiążemy tych problemów z dnia na dzień. To znacznie dłuższa perspektywa. Po drugie, w tej chwili najważniejsze to zapewnić ochronę najbardziej podstawowych praw, z których najważniejsze to prawo do życia. Oczywiście to nie jest rozwiązanie na dłuższą metę, ale w tym momencie kluczowe jest działanie polskich organizacji pozarządowych, zwykłych ludzi, wspólnot religijnych i kościołów w Polsce. Musimy jechać pod granicę i zapewnić ludziom tam przebywającym jedzenie, schronienie, wodę, opiekę medyczną - stwierdziła.

Po trzecie: oczywiście musimy się zjednoczyć. Musimy działać razem: tworzyć sieci, wykorzystywać sieci, które istnieją. W Polsce toczymy taką samą walkę jak w Calais czy na Lesbos. Musimy się nawzajem wspierać, inaczej bardzo szybko dopadnie nas wypalenie, bo to, co dzieje się teraz w Europie jest straszne. Jest ohydne. Jest bezwzględne - dzieje się właśnie tu, właśnie teraz - dodała.

Kto by pomyślał, że my - Europejczycy - będziemy gotowi, by bezczynnie patrzeć, jak dzieci topią się w morzu? Jak umierają z głodu i zimna tuż przed naszymi oczami? A jednak to się dzieje - powiedziała.

Reklama

Jeśli chodzi o Polskę, mamy do czynienia ze stworzonym przez polityków kryzysem. Zjawisko migracji do Polski jest liczebnie do opanowania - mówiła.

Sytuacja na granicy nie musi tak wyglądać - jest taka, jaka jest, bo decydenci dostrzegają w tym polityczny interes. Widzą, co mogą zyskać. Polska mogła znacznie lepiej poradzić sobie z obecną sytuacją, wdrożyć odpowiednie procedury, wyodrębnić i otoczyć opieką najbardziej narażone na niebezpieczeństwo osoby takie jak dzieci i współpracować z UNHCR-em w zakresie relokacji. To jest do zrobienia - mówiła.

Czy rząd jest odpowiedzialny za śmierć migrantów?

Prawdopodobieństwo śmierci migrantów używane jest jako narzędzie polityczne do konstruowania "Innego" i dehumanizowania agendy politycznej. To właśnie się dzieje, to właśnie polski rząd - albo przynajmniej niektóre osoby u władzy - robią: naruszają międzynarodowe zobowiązania Polski przez nielegalną praktykę "pushbacków", tworząc strefy objęte stanem wyjątkowym, nie pozwalając na dostęp do prawnie przysługujących tym ludziom procedur ochrony międzynarodowej i złożenia wniosku o status uchodźcy - tłumaczyła szefowa AI.

Znieczula się nas, byśmy pozostali bierni. W ten sposób zatruwa się nas, by zarazem przyzwyczaić nas do obrazów śmierci ludzi na granicy i tego, co widzimy. Oto wielkie niebezpieczeństwo, z którym się teraz mierzymy - powiedziała.

Szefowa AI była pytana w TOK FM o to, czy to rząd jest odpowiedzialny za śmierć migrantów?

Oczywiście, że tak. Mogę Państwa zapewnić, że jeżeli ludzie umierają, to rząd, wydając decyzję na temat "pushbacków", bezpośrednio narusza ich prawo do życia. Zgodnie z prawem międzynarodowym rząd ma obowiązek podjąć działania, jeżeli wie - lub powinien być tego świadomym - że czyjeś życie jest w niebezpieczeństwie. Wynika to z koncepcji należytej staranności, która odnosi się zarówno do Polaków, jak i uchodźców, i migrantów, ponieważ znajdują się oni na terytorium Polski - odpowiedziała.

W obecnej sytuacji to, co można zrobić, to pozwać rząd. Mam nadzieję, że ludzie będą wnosić sprawy do sądu. Tutaj jednak pojawia się kolejna kwestia: kwestia niezależności sądownictwa. Sprawy w sądach będą dla Polski problemem w przyszłości - dodała.