Przed sądem w Warszawie rozpoczął się w sobotę proces kardiochirurga Mirosława G. i 20 innych osób. Lekarz jest oskarżony o przyjmowanie łapówek, jego pacjenci - o ich wręczanie. To o doktorze G. Zbigniew Ziobro powiedział słynne już słowa: "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Lekarzowi początkowo zarzucano bowiem zabójstwo pacjenta. Prokuratura nie znalazła jednak na to dowodów i doktor G. odpowiada przed sądem tylko za korupcję.
"Mirosław G. mówił mojej mamie, że zamiast pieniędzy wolałby córkę" - mówiła 21-letnia wówczas Monika Ł. Dodała, że odebrała to jako żart, bo za 7 miesięcy brała ślub. Dr G. zasugerował, że musi też zbadać córkę, by upewnić się, że nie odziedziczyła schorzeń ojca, cierpiącego na tętniaka aorty. Osłuchiwał jej serce badając, czy ma tzw. szmery.
"Na koniec badania chciał ode mnie numeru telefonu, by umówić się na kawę w Krakowie. Nigdy jednak nie zadzwonił. Gdy wychodziłam z gabinetu, doktor pocałował mnie w policzek. Nie czułam się z tym komfortowo. Najważniejsze było jednak dla mnie zdrowie ojca" - mówiła oskarżona w śledztwie.
Jeden z oskarżonych o wręczenie doktorowi łapówki - Ryszard J. - przyznał, że dał lekarzowi 500 euro jako podziękę za uratowanie życia żonie. Zaprzeczył, by była to łapówka. Oskarżony mówił w śledztwie, że gdy przyjechał z żoną z Torunia na konsultację do Warszawy, G. powiedział, że musi być ona natychmiast operowana wobec zagrożenia życia. J. mówił, że chcieli wtedy zapłacić G., który odparł: "To nie prywatny szpital, tu się nie płaci". Według oskarżonego, G. dodał wtedy: "Możemy się spotkać po operacji w Toruniu na koniaczku".
Już po operacji J. położył w gabinecie G. kopertę z 500 euro jako podziękowanie za udaną operację. "Mówił, że nie trzeba, ale nie bronił się przed przyjęciem" - zeznawał J.
Jego żona Helena - także oskarżona - mówiła, że "na sali chorych wszyscy powtarzali, że doktor nie bierze". Dodała, że zadzwoniła wtedy do męża, by "nie wyrywał się z dowodami wdzięczności, bo będzie niemiły incydent".
Inna oskarżona Elżbieta M. również przyznała się przed sądem do wręczenia pieniędzy - 200 zł - dr. Mirosławowi G. Jej zdaniem, to nie była łapówka, tylko "podziękowanie za opiekę nad mężem". "Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będzie to potraktowane jako łapówka" - dodała. "Gdy zostawiłam kopertę z banknotem, dr powiedział, że to niekonieczne" - mówiła.
Kolejna oskarżona przekonywała sąd, że w kopercie, którą dała lekarzowi nie było pieniędzy, lecz wyniki badń.
Obrona oskarżonego dr. Mirosława G. wniosła o utajnienie całego procesu. Sąd nie zgodził się na to.