Wydarzenie wspólnie zorganizowali Komitet Obrony Demokracji, Ogólnopolski Strajk Kobiet i grupa zrzeszająca mniejszość ukraińską w Polsce Euromaidan Warszawa. Po tym jak Władimir Putin ogłosił aneksję czterech obwodów Ukrainy, których de facto armia rosyjska do końca nie kontroluje, świat zaczął reagować.

Reklama

Reakcja świata na aneksję Putina

Władze poszczególnych państw wyraziły oburzenie zapowiadając, że nie uznają rosyjskiej aneksji części terytorium Ukrainy. Natomiast w niektórych krajach próbę rozbioru Ukrainy przez Putina wykpiwali ludzie organizując przeróżne akcję happeningowe. Za najgłośniejsze należy uznać "zaanektowanie" obwodu kaliningradzkiego przez Czechów, którzy w internecie zorganizowali "przejęcie" Kralovca. Podobny los spotkał rodzinne miasto Władimira Putina - Petersburg, który stał się "własnością" Finów.

Polska "anektuje" ambasadę Rosji

Reklama

Dlatego też w końcu przyszedł czas na Polskę. W Warszawie społeczność ukraińska wspierana przez Polaków przeprowadziła "referendum" w sprawie zaanektowania ambasady Rosji w Polsce. Placówka dyplomatyczna Kremla w Polsce nie była jednak pierwszą na świecie, która "zmieniła" swój status. Niedługo po ogłoszeniu przez Putina aneksji części Ukrainy mieszkańcy stolicy Kanady - Ottawy - przeprowadzili happening, w którym "przejęli" tamtejszą ambasadę Rosji.

"Referendum" przed ambasadą rosyjską w Warszawie / dziennik.pl / Paweł Auguff

Chwilę po rozpoczęciu "referendum" ulica Belwederska została zamknięta przez policję z obu stron i zaczął się happening. Przed bramą prowadzącą do budynku ustawiona została urna wyborcza z godłem Polski. Tam też urzędowała komisja, która zbierała oddane karty do głosowania. Wzdłuż chodnika gromadziła się kolejka oczekujących na oddanie głosu, która z czasem zamieniła się w tłum. Najpierw kilkudziesięciu, potem kilkuset osób. W pewnym momencie organizatorzy podali informację, że ,"oddano już tysiąc głosów". By mimo wszystko zachować standardy rzeczywistego referendum wzięli w nim udział "zagraniczni obserwatorzy". Ze sceny przemawiali goście z Czech i Włoch.

Co było na karcie do głosowania?

Dokument zawierał pytanie: Czy jest Pan/Pani za aneksją budynku i terenów ambasady federacji rosyjskiej (oryginalna pisownia) w Warszawie przy ulicy Belwederskiej 49 i przekazaniu ich polskim władzom celem powstania stałego centrum polsko-ukraińskiej współpracy?

"Referendum" - karta do głosowania / dziennik.pl / Paweł Auguff
Reklama

I odpowiedzi, które należało zakreślić. Do wyboru były trzy. Tak, ruskie onuce powinny zostać wydalone z Polski. Nie będą już potrzebować ambasady - to pierwsza opcja. Druga brzmiała: Tak, to widoczny znak naszej niezgody na bestialską wojnę rozpętaną prze putina w Ukrainie. Ale jeśli komuś nie spodobały się pierwsze dwie miał do wyboru jeszcze trzecią możliwość: Tak, jeśli rosjanie mogą anektować terytorium niepodległego państwa, to znaczy że wszystko jest możliwe. Słowa ''Rosjanie", "Putin" i "Federacja Rosyjska" zostały zapisane z małej litery. I to raczej nie było spowodowane brakiem wiedzy na temat polskiej ortografii.

Kpiny z Putina

"Referendum" pod ambasadą było więc mistyfikacją, ale - jak podkreślali organizatorzy - zrobioną na wzór tego, co przeprowadzili w Ukrainie Rosjanie, gdzie ludziom oddającym głosy towarzyszyli uzbrojeni żołnierze. Tak na wszelki wypadek.

Tutaj żołnierzy nie było, ale i tak standardy rzetelności głosowania były podobne. O motywach zorganizowania referendum w Polsce opowiedział Dziennikowi.pl Jacek Wiśniewski z Komitetu Obrony Demokracji. "Referendum" jest odpowiedzią na cyrk zrobiony przez Putina w Ukrainie. Putin liczył na to, że część państw europejskich będzie chciało na podstawie tego nawiązać nowe stosunki z Rosją. To moim zdaniem absolutnie nie wyszło - stwierdził Wiśniewski.

"Referendum" przed ambasadą Rosji w Warszawie / dziennik.pl / Paweł Auguff

Pieśni i tańce podczas "referendum"

W trakcie wydarzenia ze sceny raz po raz puszczano ukraińskie piosenki. Uczestnicy tańczyli i śpiewali. Szczególną popularnością cieszyły się utwory ,"Bayraktar" oraz "Razom nas bohato". Ten pierwszy powstał po 24 lutym 2022 roku na cześć drona bojowego, który sprawdził się w walce z rosyjskim okupantem. Drugi zaś to jeden z symboli tzw. Pomarańczowej rewolucji, czyli pierwszego Majdanu w 2004 roku. Był też hymn Ukrainy, który uczestnicy odśpiewali podczas rozwijania ogromnej flagi sporządzonej w barwach Polski i Ukrainy. Tę flagę przyniósł do Warszawy Ukrainiec mieszkający we Wrocławiu. I to przyniósł dosłownie, bo jak twierdziła Natalia Panczenko z Euromaidanu, trasę z Wrocławia do Warszawy pokonał... pieszo. Zajęło mu to kilka dni.

"Referendum" przed ambasadą Rosji w Warszawie / dziennik.pl / Paweł Auguff

"Nasza ambasada"

Po godzinie 16 uroczyście ogłoszono wyniki "referendum". Urnę do głosowania przewieziono spod bramy budynku na drugą stronę ulicy taczką, na której naklejono portret Siergieja Andriejewa, ambasadora Rosji w Polsce.

Z dumą informujemy, że frekwencja wyniosła 127 procent i 8 promili. Obywatelska Komisja Wyborcza stwierdza, że w referendum znaczącą większość głosów ważnych oddano za odpowiedzią pozytywną. W związku z czym państwo polskie uzyskuje prawo restytucji majątku byłej ambasady Federacji Rosyjskiej w Polsce - ogłosił po procesie "liczenia głosów" prowadzący happening Jakub Kocjan reprezentujący organizację "Akcja Demokracja". Tłum wiwatował. Następnie rozległ się spontaniczny okrzyk: "Nasza ambasada", który skandowano przez kilka minut.

"Referendum" przed ambasadą Rosji w Polsce / dziennik.pl / Paweł Auguff

Happening happeningiem - to była zabawa, flash mob i sposób na wykpienie przywódcy rosyjskiego reżimu i jego imperialnych metod. Ale środowiska ukraińskie zupełnie na serio domagają się od społeczności międzynarodowej uznania Rosji za państwo terrorystyczne. W poniedziałek w tej sprawie pikietowali w tym samym miejscu, co w sobotę. Od Polski zaś oczekują, że pójdzie drogą Litwy i wydali ambasadora Rosji w Polsce. Organizatorzy zapowiadali, że "referendum i aneksja" to nie jedyne kroki, na jakie się zdecydują. Chcą napisać list do polskich władz. Jak mówił Dziennikowi.pl Jacek Wiśniewski z KOD "na stole leży propozycja, żeby Polska zmniejszyła rangę stosunków międzynarodowych z Rosją i wydaliła ambasadora" - tłumaczył. Dodał przy tym, że "to jest propozycja obywatelska".