Prigożyn jest już na Białorusi, gdzie jego żołnierze mają budować swoją bazę 350 km od polskiej granicy. - Nie można lekceważyć tego ryzyka, zagrożenia, które wynika ze zgromadzenia takiej formacji - powiedział gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gość Beaty Lubeckiej w Radiu ZET.
To są najemnicy, zawodowcy. Oni wykonają każdą pracę, za którą im ktoś tam zapłaci. To jednocześnie formacja bardzo doświadczona i to nie tylko w operacjach lekkich, jak np. a Afryce, ale także w normalnej walce w Ukrainie. Wagnerowcy, tam w Ukrainie, w zasadzie najlepiej z całej tej militarnej siły rosyjskiej się spisywali. Walczyli o Bachmut i w końcu go zdobyli - zaakcentował generał.
"Wiemy, jak Putin traktuje swoich przeciwników"
Myślę, że Prigożyn jest już dzisiaj takim osobistym wrogiem Putina. To już nie jest tylko jakaś różnica zdań, poglądów, czy kłótni między Prigożynem, a ministrem obrony, których Putin nie potrafił załagodzić. Wiemy z historii, jak Putin traktuje swoich przeciwników, jak potrafi ich ścigać po całym świecie, przy wykorzystaniu zbrodniczych metod. Myślę, że dla Prigożyna, Putin raczej tego typu los by widział.
Na pytanie o zaniepokojenie w związku z napływającymi z Rosji informacjami po wybuchu puczu, Stanisław Koziej odparł: - Traktowałem to poważnie. To jest poważana sprawa, jeżeli tak duże zgrupowanie wojskowe w państwie zarządzanym autorytarnie niespodziewanie dla wszystkich rozpoczyna taką dużą akcję zbrojną.
Bunt Wagnerowców, jak zauważył gen. Koziej, był wymierzony "wyraźnie przeciwko Putinowi". - To dla Putina była kompromitacja, jego niby to silnej władzy. Pokazał się jako przestraszony polityk, tego nie da się za bardzo ukryć. Dla Putina była to jakaś dramatyczna sytuacja - stwierdził gen. Koziej.
Na pytanie o przyczyny wstrzymania buntu, gen. Koziej odparł, że "mogły być osobiste powody, dla których to się zatrzymało". - Cały czas uważam, że Prigożyn nie był samotnikiem. Prigożyn mógł być taką zbrojną ręką jakiegoś większego porozumienia w ramach elit rosyjskich. Być może jakiegoś odłamu tych ludzi, którzy są nawet wokół Putina, a może nawet za przyzwoleniem Putina. Tutaj wszystkie opcje są możliwe. Prigożyn ze swoją armią na pewno nie działał sam.
"Musztarda po obiedzie"
Stanisław Koziej komentował też zwołanie narady w BBN w sobotni wieczór, gdy rajd na Moskwę właśnie się kończył. - Takie zebranie się w BBN wieczorem to już jest musztarda po obiedzie z punktu widzenia reagowania państwa na tę sytuację. Jest tylko taką okazją do poinformowania opinii publicznej - dodał.
Takie wydarzenie miałoby sens, gdyby to było posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Tu bardziej na zwołanie posiedzenia nadawałby się Zespół Zarządzania Kryzysowego w rządzie, w skład którego mogą wchodzić premier, szefowie służb itd., aby tam na bieżąco kontrolować, pilnować, obserwować i podejmować ewentualne decyzje wykonawcze - uważa były szef BBN.