Z konkursu została karnie relegowana Natasza Urbańska, życiowa partnerka Janusza Józefowicza, którą tenże od paru lat próbuje wyhodować na gwiazdę. Powodem było oskarżenie o plagiat - piosenka "Mała" miała być wierną kopią utworu "Sve je isto samo njega nema" pochodzącej z egzotycznej Macedonii wokalistki Tijany Dapcević. Dyrektorem artystycznym Opola jest Romek Rogowiecki, człowiek znany z dwóch rzeczy - tego, że został obśmiany w piosence Kazika "12 groszy", oraz wypowiedzenia zdania "z doświadczenia wiem, że najlepsze płyty to składanki" w jednej z reklam a la TV Shop. Trudno nazwać więc Romka nadwiślańskim Johnem Peelem, ale trzeba przyznać, że tym razem wykazał się profesjonalizmem w odkryciu ordynarnego bubla - piosenki Urbańskiej i Dapcević są identyczne, z tym że jedna jest śpiewana po polsku, a druga po macedońsku. W skali globalnej to, oczywiście, żadna różnica.
Najciekawsze jest to, że wtopa Urbańskiej nikogo specjalnie nie poruszyła - Polacy są przyzwyczajeni do pomówień o plagiaty, głównie z tego powodu, że rodzima muzyka popularna ostatnich paru lat chamskim zapożyczeniem stoi. Królową plagiatu ostatnich lat jest Doda - najpierw w dedykowanej Karolowi Wojtyle piosence "Katharsis" zauważono wiernie przekopiowany tzw. mostek z piosenki "Heaven" Bryana Adamsa. Rok później grubsze działa wytoczył zespół Fountainheads, udowadniając, że ich kompozycję "Circles" różnią od Dodowego "To jest to" tylko rozmiary miseczek wokalistek. To nie koniec radosnego czerpania przez Dodę i jej kompozytorów z dorobku światowej muzyki pop - trzeba pękniętego bębenka, aby nie zauważyć w kompozycji "Szafa", nazwijmy to, wyraźnych śladów "Open your eyes" Guano Apes (których wokalistkę swego czasu Doda wymieniała jako swój największy wzór).
"Królowa" wcale nie jest jedyna. Bez konsekwencji, poza zamieszczonym przez satyryczny portal Joe Monster filmem, przeszła działalność kompozytorska zespołu Feel, który na przykład zwrotkę "Jest już ciemno" żywcem przekopiował z amerykańskiego przeboiku "Coming around again" Carly Simon. A to tylko sprawy z ostatnich lat - zadziwiające podobieństwa "Orła cień" Varius Manx do "Lost for words" Pink Floyd czy zapożyczenia Brathanków z twórczości zupełnie nieznanych u nas węgierskich zespołów nie wyszły poza domniemania fanów i dyskusje na internetowych forach.
Niektórzy twierdzą, że muzyka popularna dobiegła już swojego kresu, a z danego zestawu akordów można stworzyć tylko określoną ilość kombinacji. To jednak żadne wytłumaczenie. Na domiar złego o piekącą żenadę przyprawia zachowanie przyłapanych na plagiacie artystów, którzy zachowują się jak krzyczące "to nie ja!" przedszkolaki. Urbańska w swoim mętnym wyjaśnieniu zwaliła winę na ZAiKS, po aferze z Fountainheads management Dody stanowczo wypierał się jakiejkolwiek zamierzonej kradzieży, natomiast indagowany o plagiaty Piotr Kupicha odburknął, że widocznie ktoś zazdrości mu trzystu tysięcy sprzedanych płyt.
W podobnych sytuacjach po ludzku zachowują się chyba tylko polscy hiphopowcy - swego czasu zapomniany polski zespół rockowy Fatum oskarżył rapera Pezeta i jego producenta Ajrona o bezprawne użycie sampla ze swojego utworu w kawałku "Nie jestem dawno". Sprawa zakończyła się tym, że Pezet, Ajron i Fatum podpisali się razem na wykorzystanej płycie, po czym wystawili ją na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Może dlatego że - w przeciwieństwie do Dody czy Urbańskiej - w przypadku raperów muzyka jest treścią zasadniczą, a nie tylko dodatkiem do kolejnych sesji w "Vivie", który zawsze można sobie skądś zapożyczyć, dokręcić do niego teledysk i liczyć na to, że "nikt się nie skapnie". Oj, skapnie się, skapnie - i to nie tylko Roman Rogowiecki.