O sprawie informowaliśmy w połowie listopada. Na poligonie w Szczecinie (Zachodniopomorskie) został śmiertelnie postrzelony żołnierz. Strzał oddała osoba, miała znaleźć się w pobliżu pasa ćwiczeń taktycznych. Mówi się o myśliwym.

Reklama

- Jeśli co roku wysyła się w przestrzeń publiczną miliony kul, to nie ma cudów, parę z nich musi trafić w osoby postronne. Proszę też pamiętać, że często to strzały z dużej odległości. W dodatku oddają je ludzie szczególnie rozemocjonowani. Oddech przyspiesza i wzmaga się nastrój szaleństwa. W tej gorączce umysłowej myli się żubra z dzikiem, a odyńca z człowiekiem - mówił TOK FM Zenon Kruczyński, były myśliwy.

Na posiedzeniach komisji sejmowych zwykle myślistwo traktuje się niezwykle łaskawie. - Gdy rozmawia się tam o śmierciach postronnych osób na polowaniach, padają argumenty o wielowiekowej tradycji myślistwa, żywieniu narodu i o tym, że myśliwi prowadzą gospodarkę łowiecką Polski. Tymczasem ona ma obrót roczny około 300 milionów złotych ze śladowym zyskiem. A spożycie dziczyzny w Polsce to 80 gram na osobę rocznie, co nie starczyłoby nawet na obiad dla przedszkolaka - mówił.

Reklama

Polowanie? Tylko dla emocji

Reklama

- Zabijanie to przekraczanie tabu, wewnętrznego zakazu, które jest niesamowicie intensywnym doświadczeniem. To emocje władcy śmierci. Skrajne i niedostępne w codziennym życiu. Nic więc dziwnego, że szybko uzależniają. Ale myśliwi wkładają wiele wysiłku w to, by trzymać to uzależnienie w tajemnicy. Nawet przed samymi sobą, a co dopiero innymi – tłumaczył Kruczyński.

By nasycić się tymi emocjami, zabijają - według różnych danych - od 900 tysięcy do 1,5 miliona zwierząt rocznie. Jak tłumaczył Kruczyński, na każde trafienie do celu średnio przypada kilka strzałów. - Jeśli więc co roku wysyła się w przestrzeń publiczną miliony kul, to nie nie ma cudów, parę z nich musi trafić w osoby postronne. Proszę też pamiętać, że często to strzały z dużej odległości. Np. sztucer ma zasięg 5 kilometrów, a dubeltówka 1,5. W dodatku oddają je ludzie szczególnie rozemocjonowani. Oddech przyspiesza i wzmaga się nastrój szaleństwa. Trzeba za wszelką cenę upolować zwierzynę, bo zaraz zniknie za tym świerkiem. W tej gorączce umysłowej myli się żubra z dzikiem, a odyńca z człowiekiem - zaznaczył.

- Myśliwi bardzo starannie skrywają szczegóły zabijania. Nie mówią o tym kolegom z pracy ani nawet bliskim po powrocie do domu. Część rodzin nawet się nie domyśla, co mogło kryć się za tym, że tata właśnie przywiózł do domu dzika - tłumaczył aktywista.

Lobby myśliwskie "torpedowało przepisy"

W kwietniu tego roku Zjednoczona Prawica przegłosowała w Sejmie ustawę, która zwalnia myśliwych z konieczności przechodzenia okresowych badań lekarskich i psychologicznych. Prezydent tę ustawę podpisał. Mówi się, że to lobby myśliwskie "storpedowało przepisy" wiedząc, że wielu myśliwych nie przeszłoby wspomnianych badań.

Warto zaznaczyć jednocześnie, że średnia wieku łowczych to 52 lata. W ich rękach pozostaje 70% broni palnej w Polsce (co, jak obliczył TOK FM, to około 300 tysięcy sztuk).

- Torpedowali te przepisy, bo bali się, że wielu z nich nie przeszłoby badań. To przecież 130 tysięcy ludzi. Wiedzą, że w tak dużej grupie są osoby z zaburzeniami, uzależnieniami i takie, które nie radzą sobie ze stresem albo po prostu bywają nieodpowiedzialni. A każdy jedzie do lasu z ostrą bronią. Teraz my jako społeczeństwo powinniśmy bać się jeszcze bardziej. Bo to oni nas ranią i zabijają. Mam poczucie, że ustawodawca wystawia mnie na skrajne ryzyko - stwierdził były myśliwy.

ASF to tylko pretekst. "Roznieśli ASF"

Jednak nie tylko w kwestii okresowych badań obóz PiS uległ myśliwym. W 2018 roku Andrzej Duda podpisał ustawę, która miała pomóc zwalczać epidemię Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF), ale wpisano do niej możliwość otwarcia parków narodowych dla myśliwych. - Nie ma już terenów, na których zwierzęta byłyby bezpieczne przed myśliwymi - komentował w OKO.press Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot.

Zenon Kruczyński mówił, że polowanie w parkach narodowych to dla myśliwych prawdziwa gratka - nie mają bowiem już wielu okazji do zabijania zwierząt w dzikiej przyrodzie, której pozostało niewiele.

Rozmówca TOK FM ocenił jednocześnie, że argument związany z ASF to tylko pretekst. - Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk zbadał przypadki ASF z Rezerwatu Ścisłego Puszczy Białowieskiej i z jej pozostałych obszarów. W pierwszym nie było polowań, ale ASF tak zmniejszyło populację dzików, że epidemia przestała tam narastać. Natomiast na reszcie obszarów puszczy, gdzie myśliwi wybijali dziki na potęgę, paradoksalnie choroba się rozprzestrzeniła. Bo z tych zwierząt ciekła krew, były przerzucane, przewożone i tak dalej. Nawet jak ludzie próbowali zachować środki ostrożności, to roznieśli ASF - tłumaczył.

"Spieprzajcie stąd, tu jest polowanie"

To nie był koniec poszerzania władzy tego środowiska. Do wspomnianej ustawy wprowadzono również kary za utrudnianie polowań. Odtąd myśliwi mogą przepędzać z lasów grzybiarzy, biegaczy czy obserwatorów przyrody.

- Na początku polujący zapewniali, że nikt nikogo z lasu nie będzie wyrzucał. Ale szybko okazało się, że to nieprawda. Kiedyś moja rodzina podczas spaceru po lesie nadziała się na myśliwych, którzy szli z naganiaczami. Usłyszała: "Spieprzajcie stąd, tu jest polowanie!". Widać więc, że to prawo jest stosowane w sposób zwyrodniały. Stwarza nierówny dostęp do zasobów przyrody - stwierdził.

Zenon Kruczyński zaznaczył, że od nowego rządu oczekuje, że ten da myśliwym dwa-trzy lata na "wygaszenie" swojego hobby. Dodał jednocześnie, że wprowadzenie zmian nie będzie takie łatwe - między innymi dlatego, że przyszła koalicja rządząca nadal ma w swoich szeregach myśliwych.

- Chciałbym, żeby cofnęli zmiany w prawie dotyczące myślistwa, które wprowadziło PiS. Tylko że w przyszłej koalicji rządzącej jest też wielu myśliwych. A PSL jeszcze bardziej im sprzyja niż PiS. Oni wszyscy są, jak mówiła moja mama, po jednych pieniądzach - podsumował.