Do konfliktu między rodakami doszło w maju. Czterech Polaków pojechało na posiadłość w Sampford Spiney w zachodniej części hrabstwa Devon. Tam napadło na nich kilkunastu rodaków. Dwóm ofiarom udało się uciec i zawiadomić policję. Karetka zabrała ich do szpitala.
Pozostała dwójka miała mniej szczęścia. Jeden miał połamane obie nogi, drugi został porwany. Policja jednak nie miała problemu z ustaleniem winnych. Szybko zatrzymano 12 osób z Devon i Dorset.
Policja potraktowała całą sprawę bardzo poważnie. Polacy w wieku od 20 do 35 lat usłyszeli zarzuty porwania i współdziałania w celu poważnego uszkodzenia ciała.
Taki obrót sprawy ułatwiły zeznania ofiar. Trzech mężczyzn obciążyło rodaków. Jeden wolał wyjechać do Polski.
Ale kiedy przyszło do identyfikacji oskarżonych, Polacy przestali współpracować z policją. Dwóch w ogóle nie pojawiło się na okazaniu sprawców. Najostrzej potraktowany mężczyzna przyszedł do sądu, ale nie był w stanie nikogo rozpoznać.
W dodatku analiza krwi zebranej z ubrań aresztowanych pokazała, że nie była to krew pobitych. Dlatego sędzia uznał, że oskarżenie nie ma żadnych dowodów i umorzył sprawę 12 Polaków. Dwóch z nich wystąpiło więc o zwrot kosztów podróży do sądu, reszta ma to zrobić wkrótce. Z całej dwunastki tylko jeden z mężczyzn trafił na dłużej do aresztu. Był poszukiwany międzynarodowym listem gończym.