Przez cieśninę Malakka między płw. Malajskim a Sumatrą w Indonezji wiedzie jeden z najbardziej ruchliwych szlaków morskich świata. Dwa dni temu było tam zbyt tłoczno. Doszło do zderzenia tankowca z frachtowcem "Ostende Max", na pokładzie którego było 21 polskich marynarzy.
Po zderzeniu na pokładzie tankowca doszło do wybuchu i groźnego pożaru, widocznego z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów miasta Port Dickson. Zapaliło się 60 tys. ton benzyny przewożonej w zbiornikach tankowca. Do tej pory nie odnaleziono dziewięciu członków załogi.
Więcej szczęścia mieli marynarze z "Ostende Max", bo statek miał tylko niewielkie uszkodzenia. Z poparzeniami rąk do szpitala trafiło trzech Polaków. "Dwóch wyjdzie w piątek ze szpitala. Jeden pozostanie tydzień na obserwacji. Ma poparzone dłonie i trzeba mu zmieniać opatrunki, ale nic mu nie zagraża. Wszyscy są w dobrym stanie psychicznym" - powiedział w rozmowie z tvn24.pl I sekretarz ambasady RP w Kuala Lumpur Robert Andrzejczyk. Pozostali Polacy wyszli z wypadku bez szwanku i przebywają w Port Dickson.
Tragiczny wypadek w cieśninie Malakka. 21 polskich marynarzy było na pokładzie frachtowca, który zderzył się z tankowcem. Trwają poszukiwania dziewięciu członków załogi jednego ze statków. Nasi rodacy trafili do szpitala, ale i tak mogą mówić o szczęściu, bo po zderzeniu na morzu rozpętało się piekło.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama