Małgorzata Manowska na łamach Onetu powiedziała, że "trudno jej ocenić, kto i jak bardzo zawinił" w kontekście chaosu, który zapanował w sądownictwie.
- Pamiętajmy, że obecna sytuacja jest jednym z efektów ogromnej polaryzacji społecznej, a tu swoje zasługi mają obie strony konfliktu i to nie tylko politycy- mówiła dodając, że "apelowała do wszystkich, do obu politycznych plemion". - Konkretne pisma wysłałam wówczas do osób, które mogły zainicjować proces legislacyjny, czyli do prezydenta, premiera i marszałka Sejmu. Apele medialne o porozumienie kierowane były do wszystkich polityków - podkreśliła.
Manowska: Stoimy na skraju przepaści
- Wszyscy z obu stron do tej groźnej dla Polski sytuacji doprowadzili. Na pewno nawalił nasz charakter narodowy, kłótliwość, brak możliwości porozumienia między politykami wszystkich opcji. Nie mówię tylko o opcji rządzącej wtedy czy opcji rządzącej teraz, bo odnoszę wrażenie, że obecna koalicja rządząca weszła w fazę balansowania na granicy prawa, niekiedy nawet ją przekraczając. Więc trudno powiedzieć, żeby tamta władza wszystko psuła. Po prostu apelowałam i będę dalej apelować do polityków wszystkich opcji politycznych, żeby mieli odwagę usiąść i porozmawiać merytorycznie o rozwiązaniu problemów, zamiast dążyć do większej polaryzacji - powiedziała Manowska i dodała, że "stoimy na skraju przepaści".
- Naprawdę z dużą grozą patrzę na to, co może się zadziać w przyszłości. Czy my, Polacy, tak jak to się już działo w dalszej i bliższej przeszłości, czekamy na to, aż przyjdzie ktoś trzeci z boku i nas pogodzi? Można powiedzieć, że mobilizujemy się i zaczynamy wspólnie działać dopiero w obliczu zagrożenia. Czy czekamy na to zagrożenie? - pytała retorycznie sędzia.
Podkreśliła, że widzi analogie do czasów, kiedy Polska zniknęła z mapy Europy. - Zawsze w naszej historii, gdy się Polacy ostro kłócili, to potem czekało nas jako naród coś tragicznego. I tego naprawdę się obawiam. Tę sytuację oceniam także w kontekście zaostrzenia się różnych konfliktów na świecie - powiedziała. -Apeluję, żebyśmy się w końcu opamiętali. Każda ugoda i każde porozumienie, a szczególnie to narodowe, polega na tym, że każda ze stron ustępuje i szukamy wyjścia. Tylko trzeba umieć spojrzeć poza czubek własnego nosa - dodała.
Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego zapytana w rozmowie z Onetem, czy prawo w Polsce jeszcze obowiązuje, odparła, że "niekiedy tak". - Na poważnie, to w zwykłych ludzkich sprawach prawo działa, natomiast w sprawach publicznych czy ustrojowych jest z tym dużo gorzej - doprecyzowała.
Manowska: Działania rządu są skandaliczne
- Nie oceniam całokształtu, ale są działania, które mi się nie podobają. Są skandaliczne i nigdy w państwie naprawdę praworządnym nie powinny mieć miejsce. Pierwsze to wejście do siedziby Telewizji Polskiej, czy Polskiego Radia - powiedziała Manowska i dodała, że "nie jej oceniać, czy było to złamanie prawa".
- Staram trzymać się zasady legalizmu z art. 7 konstytucji i nie nakręcać jeszcze bardziej obustronnej spirali nienawiści. Natomiast jako obywatel tego kraju, który stan wojenny przeżył w Polsce, a nie na przykład w Stanach Zjednoczonych, czy gdzieś tam indziej, te obrazki, które widziałam, jednoznacznie się kojarzyły z 13 grudnia - porównała.
Manowska o Bodnarze: Ma złych doradców
Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego zapytana o działania Adama Bodnara, obecnego ministra sprawiedliwości ocenia "bardzo źle i nie będzie tego kryć". - Były Rzecznik Praw obywatelskich, który po pierwsze próbuje wewnętrznym aktem ministra sprawiedliwości wyłączyć od orzekania ponad trzy tysiące sędziów w określonych sprawach oraz próbuje narzucić sędziom, co mają pisać w uzasadnieniach, w najwyższym stopniu zasługuje na krytykę. O tym, co ma być w uzasadnieniu, mówi ustawa, a nie rozporządzenie ministra sprawiedliwości - powiedziała.
- Po drugie, w projekcie nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa próbuje się pozbawić praw publicznych ponad trzy tysiące sędziów. I po trzecie w tym projekcie ustawy przewidziano również przepisy, w które w oczywisty sposób są wtórnie niekonstytucyjne. Chodzi o próbę wyłączenia prezesów i innych osób funkcyjnych z kandydowania do Krajowej Rady Sądownictwa. To już mieliśmy. Takie rozwiązanie zaproponował kiedyś minister Zbigniew Ziobro i Trybunał Konstytucyjny w lipcu 2007 roku powiedział, że nie tędy droga. Dlatego analogiczne działania obecnego Ministra Sprawiedliwości oceniam źle. Ma złych doradców. I wiem, do czego to ma doprowadzić - wskazała i dodała, że chodzi jej wprowadzenie drogą okrężną nieformalnej weryfikacji nowych sędziów przez starych.
Manowska o relacjach z Dudą: Niejedną rzecz o mnie mówili
Dziennikarz Onetu w rozmowie z Małgorzatą Manowską postawił tezę mówiąc, że "niektórzy twierdzą, że Manowska jest sędzią Prawa i Sprawiedliwości". - Tak twierdzą. Oczywiście. Już niejedną rzecz o mnie mówili i jeszcze nie jedno powiedzą. Bo nie mam wątpliwości, że ataki na mnie jako Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego zaczną się od nagonki medialnej, gdzie szczególnie przoduje kilka programów telewizji, jeden w szczególności. Będą apele o dymisję o nieorzekanie przez sędziów powołanych od 2018 roku. Taka wojna nerwów. A potem nastąpi jakaś eskalacja, ale tak daleko moja wyobraźnia nie sięga. Zawsze prosiłam swojego szefa, by dał mi najgorszą sprawę, by tylko nie dawał mi spraw polityków, żeby właśnie nikt nie miał takiego wrażenia, że mogę być nieobiektywna - podkreśliła.
- Nie biorę również udziału w żadnej politycznej wojnie, a raczej jestem jej obiektem. Nie spotykam się regularnie z panem prezydentem, odkąd został on prezydentem, a ja zostałam dyrektorem Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury w 2016 roku. Spotykamy się prywatnie niezwykle rzadko. To jest raz, może dwa razy do roku, uśredniając - dodała.