Dyrektorzy szpitali zapowiadają, że jeżeli nie dostaną pieniędzy, nie będzie ich stać na leczenie pacjentów. NFZ uspokaja: jeśli sądy tak zdecydują, to wypłaci zaległości ze specjalnej rezerwy. Ale wcześniej nie chce dać ani złotówki.
Wojewódzki Szpital Zespolony w Kielcach walczy o 3,7 mln zł za nieuwzględnione w kontrakcie zabiegi wykonane w 2008 r. Jak mówi Bolesław Rylski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa, to jedyny w powiecie szpital ratunkowy. Ma pod opieką 400 tys. osób, a 80 proc. przypadków to pacjenci nieplanowani, tylko przyjmowani "na ostro”, czyli z zagrożeniem życia lub zdrowia. "Pozbawiony środków na leczenie szpital nie tylko niebezpiecznie się zadłuża, ale w końcu nie będzie w stanie przyjmować w terminie pacjentów" - przestrzega.
Do sądu idzie też powiatowy szpital w Sanoku. Są już gotowe pisma procesowe. To jedyna placówka w okolicy, która codziennie pełni 24-godzinne dyżury. Według dyrektora Adama Sieby NFZ winny jest szpitalowi 2,2 mln zł za rok ubiegły i 2,8 mln zł za 2009. "Niestety negocjacje z funduszem do tej pory nie przyniosły żadnego skutku, choć wszystkie zabiegi i hospitalizacje, jakie wykonaliśmy w ramach tzw. nadlimitów, dotyczyły ratowania życia" - zaznacza Sieba. "W moim szpitalu nie robi się operacji plastycznych, nie ma przychodni dermatologicznej, gdzie można powiedzieć pacjentowi, żeby zgłosił się za cztery miesiące" - dodaje.
Na proces sądowy zdecydowało się też Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Szpital stara się o odzyskanie 2,2 mln zł za ubiegły rok. Dyrektor naczelny placówki prof. Marian Zembala tłumaczy, że innej drogi nie było. Centrum zabiega o pieniądze za leczenie dorosłych z wrodzonymi wadami serca. "Taka procedura nie była ujęta w zestawieniach NFZ, stąd konieczność mediacji przed sądem" - mówi nam prof. Zembala. "Fundusz rozumie nasze potrzeby i liczymy, że sprawa zakończy się pomyślnie" - ma nadzieję dyrektor.
Co na te żądania NFZ? Przedstawiciele funduszu tłumaczą, że szpitale powinny bardziej racjonalnie wydawać pieniądze, a nie łatać dziury w swoich budżetach pieniędzmi z ponadlimitowych przyjęć. "Szpitale, które idą do sądu, muszą udowodnić, że nie zapłacono im za zabiegi ratujące życie. W innej sytuacji nie mamy obowiązku płacić za takie leczenie" - twierdzi Beata Szczepanek ze świętokrzyskiego oddziału NFZ. Andrzej Truszczyński z centrali NFZ jednak obiecuje: "Mamy rezerwę na zobowiązania wynikające z postępowań sądowych. To 224,5 mln zł i z tej puli będziemy wypłacać roszczenia".
Bolesław Rylski ze Szpitala Zespolonego w Kielcach nie ma żadnych wątpliwości. Takie postępowanie NFZ to sposób na odwlekanie płatności. "Nie możemy w nieskończoność kredytować funduszu, to naraża zdrowie pacjentów" - zaznacza.