Okoliczności tej śmierci wyjaśnia już prokuratura - bada, czy personel szpitala dochował należytej staranności podczas opieki nad mężczyzną. W sobotę wieczorem nic nie wskazywało, że sytuacja rozwinie się tak dramatycznie. Do pijanego 62-latka, który słaniał się na nogach w jednym z krakowskich parków, straż miejska została wezwana ok. godz. 18. "Wydawało się, że to klasyczny przypadek, mężczyzna pod wpływem alkoholu, którego trzeba będzie przewieźć do izby wytrzeźwień" - mówi nam rzecznik krakowskiej straży miejskiej Marek Anioł. "Strażnicy szybko jednak zmienili zdanie i już po minucie raportowali, że mężczyzna, choć pijany, jest w złym stanie zdrowia: ma zaawansowane odparzenia i krwawi. Wezwali karetkę, przyjechała tuż przed godz. 19" - dodaje Anioł.
Ratownicy medyczni zrobili 62-latkowi podstawowe badania. "Wszystko było w jak najlepszym porządku. Pacjent miał wręcz książkowe wyniki. Jednak naszych pracowników zaniepokoiły jego rany, dlatego postanowili odwieźć go do szpitala" - relacjonuje Małgorzata Popławska, dyrektor krakowskiego pogotowia ratunkowego.
O godzinie 19.20 mężczyzna trafił na oddział ratunkowy w Szpitalu im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Po wstępnych badaniach lekarze stwierdzili, że pacjent nie wymaga natychmiastowej pomocy. Poprosili go, by poczekał w kolejce. Jednak ok. godz. 20.30 pacjent wyszedł ze szpitala. "Pacjenci mają do tego prawo, dlatego nikt go nie szukał" - wyjaśnia Leszek Gora, rzecznik szpitala.
Około godziny 23 mężczyzna pojawił się ponownie. Awanturował się z personelem, ochroniarze wezwali policję. Gdy jednak funkcjonariusze przybyli na miejsce, zastali mężczyznę, który nie był agresywny. Tłumaczył, że został przywieziony do szpitala i czeka na udzielenie mu pomocy. Nie było podstaw do interwencji policji.
Co było dalej? Tuż po pierwszej w nocy ktoś zadzwonił pod numer alarmowy 112 i poinformował, że na trawniku niedaleko szpitala leży mężczyzna. "Wysłaliśmy karetkę, lecz ten człowiek odmówił poddania się leczeniu" - relacjonuje rzecznik Gora.
Około godz. 5 nad ranem do szpitala zadzwonił kolejny anonimowy rozmówca i powiedział, że mężczyzna nie daje oznak życia. "Lekarzom niestety nie udało się go odratować. Trudno powiedzieć, jaka była przyczyna śmierci, dowiemy się tego po sekcji zwłok. Niestety nie mogliśmy w tej sprawie zrobić nic więcej. Jeśli pacjent nie chce, by mu pomóc, nic nie możemy zrobić na siłę" - twierdzi rzecznik szpitala.
"Przecież prawo pozwala lekarzom w skrajnych sytuacjach ubezwłasnowolnić pacjenta i pomóc mu wbrew jego woli" - odpowiada etyk prof. Marian Kopania. "Dla lekarza nie powinno mieć znaczenia, jak pacjent wygląda, jak pachnie" - dodaje. Karnista prof. Michał Filar również ocenia tę sytuację jednoznacznie. "Może i nie było tu złamania prawa, ale za to złamanie etyki było ewidentne. Zostaje straszny niesmak moralny" - mówi nam prawnik. "Kojarzy się to ze sprawą Wioletty, matki Róży, którą bez jej wiedzy wysterylizowano podczas porodu. Lekarze w obu tych sprawach wykazali się podobnym wyniosłym stosunkiem w stosunku do ludzi biednych i niewykształconych" - dodaje Filar.