"Ten proceder zagraża naszemu systemowi ubezpieczeń społecznych, a więc bezpieczeństwu państwa. Sprawą powinna zająć się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego" - mówi "Gazecie Wyborczej" zdenerwowany Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej ZUS. Ale skali procederu nikt nie zna. Że jest ona ogromna, dowodzi łatwość znalezienia pośrednika i prostota całej operacji.
Wygląda to tak: osoby prowadzące działalność gospodarczą muszą odprowadzać samodzielnie składki ubezpieczeniowe. To minimum 850 złotych. Ale europejskie prawo stanowi, że jeśli zatrudnia ich firma z UE, to składek płacić nie muszą.
To wykorzystali sprytni pośrednicy. Zatrudniają na Litwie i Wielkiej Brytanii drobnych przedsiębiorców jako "konsultantów". Za przywilej zatrudnienia płaci się najczęściej około 500 złotych miesięcznie. To oszczędność 350 złotych. Ale tylko pozorna - bo traci się prawa do emerytury.
Ile mogą wynosić straty ZUS-u? Miliony złotych - odpowiada "Gazeta Wyborcza". Trudno kogoś złapać za ręce, bo fikcyjne zatrudnienie jest dobrze ukryte. Firmy prowadzą ewidencje czasu pracy, mają wszystkie dokumenty.
Choć ZUS stara się działać, to o procederze nic nie wiedział resort pracy. Ministerstwo dowiedziało się o nim od "Gazety Wyborczej". "Natychmiast zwrócę się do ZUS o szczegóły. Po tych wyjaśnieniach podejmiemy decyzje, co robić. Przecież nie można nie płacić składek ubezpieczeniowych!" - stwierdziła Jolanta Fedak, szefowa resortu pracy,