O tym, że była żona Cezarego Pazury opuściła areszt poinformowała gazeta.pl. Zapowiadał też to rzecznik warszawskiego sądu okręgowego Wojciech Małek, który wskazywał nawet konkretną godzinę opuszczenia aresztu - 18.30. Obrona Marczuk-Pazury miała wtedy dostarczyć sądowi dowód wpłaty 600 tys. zł poręczenia majątkowego.
Wpłata została dokonana poza Warszawą, dlatego sąd zgodził się, by dowód wpłaty został dostarczony do godziny 18.30 - powiedział Małek.
Nie ma obawy mataczenia
Sędzia Małek dodał, że sąd uzasadnił decyzję o poręczeniu majątkowym tym, iż zebrane w tej sprawie dowody są na tyle pełne, że nie ma obawy mataczenia. Z drugiej strony, duże prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych czynów było podstawą do ustalenia kaucji w wysokości 600 tys. zł. Gdyby Weronika Marczuk-Pazura jej nie wpłaciła trafiłaby na trzy miesiące do aresztu.
Sąd wyznaczył kaucję także za Bogusława S., prezesa Wydawnictw Naukowo-Technicznych. On, by wyjść na wolność, musi wpłacić 50 tysięcy złotych.
Szczegóły akcji CBA, tzw. operacji specjalnej, w wyniku której zatrzymano Weronikę Marczuk-Pazurę, pozostają tajne. Ale wiadomo, że 100 tysięcy złotych celebrytce, a od niedawna poważnej kobiecie biznesu, wręczył "Tomasz Małecki".
To nazwisko operacyjne jednego z agentów CBA. Wystąpił on jako przedstawiciel spółki Estate Management Poland Ltd., założonej specjalnie na potrzeby akcji. Firma nie znalazła się nawet w rejestrze sądowym. To właśnie ona miała być zainteresowana kupnem Wydawnictw Naukowo-Technicznych.
Dlaczego akurat WNT? Ze względu na jego siedzibę w ścisłym centrum Warszawy. Wartość czteropiętrowego budynku szacuje się na około 20 mln złotych.
>>> Sprawdź, co prokuratura ma na Weronikę Marczuk-Pazurę
Wszystko zaczęło się w marcu, kiedy Małecki skontaktował się z kancelarią radcowską Anwer, prowadzoną właśnie przez Weronikę Marczuk-Pazurę Celebrytka jako radca prawny miała podpisane z Estate Management pełnomocnictwo na reprezentowanie spółki przy negocjacjach w sprawie WNT. W środę - w dniu zatrzymania - przyniosła druk umowy-zlecenia w tej sprawie.
Wtedy też dostała od Małeckiego papierową torebkę z firmowym napisem Emporio Armani. Kobieta twierdzi, że nie zdziwiło jej to - przypuszczała, że w środku są perfumy. Marczuk-Pazura przekonuje, że Małecki wcześniej kilka razy dawał jej takie prezenty. Celebrytka nie przyznaje się do winy.
Sprawa pokazuje jednak jeszcze jedną ciekawą rzecz - upodobanie CBA do przybierania przez agentów operacyjnego imienia "Tomasz". Tak było w przypadku Weroniki Marczuk-Pazury, a także byłej posłanki PO Beaty Sawickiej, której proces na dniach ruszy przed sądem.
Ale to nie koniec analogii między obiema sprawami. Jeden z obrońców Weroniki Marczuk-Pazury, Maciej Pietrzak, komentując całą sprawę, stwierdził: "Wygląda na to, że mamy do czynienia z kolejną sytuacją, gdy CBA stworzyło pułapkę skierowaną przeciwko obywatelowi".