To jak na razie ostatnia niewiadoma w medialnej układance. W piątek Lech Kaczyński ocalił Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Mimo namów ze strony twórców, ale także części polityków PiS, prezydent nie odrzucił corocznego sprawozdania KRRiT. Ten skład ma bowiem jedno zadanie, którego jeszcze nie dokończył: usunięcie z Woronicza Piotra Farfała i umożliwienie przejęcia władzy przez koalicję PiS - SLD.

Według naszych informacji to właśnie te okoliczności zdecydowały, że prezydent sprawozdania nie odrzucił, mimo że wcześniej zrobił to parlament. "Na pewno odrzucenie sprawozdania przez prezydenta groziło spowolnieniem licznych procesów, które przeprowadza KRRiT" - mówi nam Witold Kołodziejski, przewodniczący KRRiT. Dodaje, że jeżeli chodzi o zmianę zarządu telewizji, to jego zdaniem decyzji nowej rady nadzorczej nie uda się już ekipie Piotra Farfała zablokować.


Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, decyzja prezydenta dotycząca sprawozdania Krajowej Rady mogła być inna. Wystarczyło, by potwierdziły się informacje o tym, że Krzysztof Filipek, były polityk Samoobrony, będzie doradcą zarządu Polskiego Radia. Samowolna akcja ludzi Tomasza Borysiuka (członka KRRiT - red.) niemal nie doprowadziła do katastrofy. Całe szczęście dało się to jeszcze zablokować, a w środę kiedy pokazała się ta informacja, prezydenta nie było w kraju - mówi nam jeden z ważnych posłów PiS, uczestniczący w rozmowach dotyczących podziału mediów publicznych.

Jak przyznaje nasz rozmówca, Lech Kaczyński jest negatywnie nastawiony do ludzi Samoobrony. Jeśli informacje dotyczące Filipka by się potwierdziły, byłoby to dla niego jasnym sygnałem, że w kampanii przed wyborami prezydenckimi będzie musiał się mierzyć z zarzutami o wspieranie ludzi Leppera. A na to, jak podkreśla nasz rozmówca, Kaczyński nie może sobie pozwolić. Niektórzy politycy PiS namawiali prezydenta, by poprzez odrzucenie sprawozdania wyeliminował z rozmów o mediach publicznych Borysiuka. Na razie jednak nie jest to możliwe. Borysiuk razem z Witoldem Kołodziejskim prowadzą sprawę TVP i muszą ją dokończyć - mówi nasz rozmówca z PiS. Póki sąd nie zatwierdzi rady nadzorczej, można ją odwołać, a sojusz z lewicą jest zbyt kruchy, by ryzykować tylko po to, by pozbyć się z tego układu Borysiuka.








Reklama

p



Sytuacja, w jakiej od kilku miesięcy znajdują się media publiczne, a w szczególności Telewizja Polska SA, budzi powszechną dezaprobatę i niepokój o przyszłość największego polskiego nadawcy publicznego - oświadczył Lech Kaczyński