Od lat w Pile nie ma już wojskowych. Choć niezupełnie, w służbie został jeden podpułkownik. To kapelan. Kieruje kościołem garnizonowym. I to pomimo, że o garnizonie i wojskowych większość mieszkańców już dawno zapomniała.
Lista podobnych miejsc w Polsce jest długa. Wojsko ogranicza liczebność, przechodzi na zawodostwo, więc kolejne jednostki znikają z mapy naszego kraju. Zostają po nich... parafie garnizonowe, których nikt nie ma odwagi zlikwidować.
Jak alarmuje "Gazeta Wyborcza", rocznie obsługa duchowa polskiego wojska kosztuje 26,5 mln złotych. To mniej więcej tyle, ile wszystkie wojskowe muzea. Największa część wydatków idzie na pensje kapelanów. To 13 mln złotych rocznie, bo ksiądz w wojsku zarabia od 5 do 7 tysięcy złotych miesięcznie.
Parafie, które nie mają już przy sobie garnizonów, mogłyby znowu trafić pod skrzydła Kościoła - czyli przejść do cywila. "Ale odważnych nie ma. Nikt oficjalnie głosu nie zabierze" - mówi anonimowy informator gazety.
Nawet minister obrony narodowej Bogdan Klich nie chce dyskutować w tej sprawie. Poproszony o komentarz odpowiedział: "wysoko sobie cenię pracę kapelanów wojskowych". Do głównego problemu, czyli płacenia przez wojsko za parafie bez żołnierzy - nie odniósł się ani słowem.