W oficjalnym komunikacie amerykańskiego dowództwa podkreślono, że przeniesienie jest częścią "szerszej strategii optymalizowania operacji wojskowych USA, poprawienia wsparcia sojuszników i zwiększenia wydajności". Decyzja została podjęta po miesiącach analiz i planowania w koordynacji z polskimi władzami i partnerami z NATO. Jasionka nadal będzie pełnić istotną rolę – pod polskim i sojuszniczym nadzorem będzie wspierać działania wojskowe związane z pomocą dla Ukrainy.

USA robią krok w tył, Rosja zaciera ręce? Gen. Polko studzi emocje

"Wojska USA zostają w Polsce! Zgodnie z decyzją podjętą na szczycie NATO w Waszyngtonie zmienia się charakter misji w Jasionce. Dotychczasowe zadania wojsk USA w Jasionce przejmowane są przez kolejnych sojuszników (...). Teraz w misję w Jasionce zaangażowane są głównie wojska norweskie, niemieckie, brytyjskie i polskie oraz inni sojusznicy" - podkreślił we wpisie na platformie X szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz.

Reklama

Co relokacja wojsk USA to oznacza dla Polski i Europy?

Dla Dziennik.pl sprawę skomentował generał Roman Polko, były dowódca GROM. Jego zdaniem, relokacja wpisuje się w szerszą strategię USA i nie powinna być odczytywana jako gest polityczny wobec Polski.

Trump realizuje swoją strategię polegającą na szukaniu oszczędności, na biznesowym podejściu do relacji z Europą, do kwestii bezpieczeństwa, a nawet do członkostwa w NATO. I tutaj szukanie innych przyczyn i źródeł, np. kiepskich relacji naszego premiera z prezydentem Trumpem jest nieporozumieniem – ocenił generał.

Relokacja wojsk USA z Jasionki. Gen. Polko: USA nie zrezygnują z patrzenia przez naszą granicę

Europa musi budować swoją autonomię strategiczną i brać odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo i pewnie Jasionka będzie tego przykładem, bo w tej chwili siły europejskie rzeczywiście będą musiały ten bardzo ważny hub logistyczny i chronić, i obsługiwać – wskazał gen. Polko.

Zdaniem generała, obecność wojsk USA w naszym kraju nie jest zagrożona. Dla samej Polski nie oznacza to wycofania amerykańskich wojsk, bo pozostaną pewnie V Korpus czy dowództwo w Poznaniu, oraz baza w Redzikowie, jednak będą realizować tu przede wszystkim interesy amerykańskie – powiedział. Korzystając z dobrego klimatu w Polsce, z obustronnych bardzo dobrych relacji, ciepłego przyjęcia przez społeczeństwo, przez polską granicę będą zaglądać, co się dzieje po rosyjskiej stronie. Oczy i uszy muszą mieć nastawione, czyli kwestia działań wywiadowczych, być może nawet rozpoznania specjalnego. Stany Zjednoczone z tego na pewno nie zrezygnują – dodał generał.

Roman Polko zaznaczył, że choć USA nadal będą obecne w Europie, ich zaangażowanie może być mniejsze niż dotąd. Pozostaną w Europie też po to, żeby zabezpieczać własne interesy, które razem z Europą realizują, ale nie będą się angażować w takim stopniu jak dotychczas. Teraz zamiast liderowania, chcą odpowiedzialność i koszty przerzucić na Europę - wskazał.

Reklama

Generał ostrzega jednak przed zbyt pochopnym przejęciem obowiązków przez europejskich sojuszników. To, o co powinniśmy teraz zabiegać, to przede wszystkim czas, aby proces przekazywania odpowiedzialności nie przebiegał jak w Afganistanie – na zasadzie braku organizacji i myślenia politycznego. Trzeba słuchać też amerykańskich generałów, dowódców, którzy wyraźnie podpowiadają, że Europa w istocie potrzebuje 5-10 lat, żeby osiągnąć autonomię – podkreślił.

Od USA w ramach NATO przede wszystkim będziemy oczekiwać parasola nuklearnego. Wojna nuklearna raczej nam nie grozi, tym niemniej przeciwwagą dla potencjału rosyjskiego jest tylko potencjał amerykański. To są dwa kraje, które mają powyżej 5–6 tys. głowic jądrowych, stąd też Rosja, mimo że gospodarczo jest właściwie karłem, odgrywa taką dużą rolę w kwestiach związanych z bezpieczeństwem - podsumował ekspert.

Rozmawiała: Aneta Malinowska