Kryteria decyzji nie są łatwe do zdefiniowania. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że paryska organizacja w coraz większym stopniu kieruje się poprawnością polityczną, a w coraz mniejszym chłodną ocenę wkładu poszczególnych narodów w rozwój cywilizacji świata.

Reklama

Taki jest wynik systemu, w którym ostateczne rozstrzygnięcia należą do przedstawicieli państw, a nie niezależnych naukowców. Pomijając oczywiste prawdy historyczne, starają się oni w poufnych negocjacjach dyplomatycznych podzielić w miarę po równo nominacje między poszczególnymi krajami i kontynentami globu.

Taka strategia jest jednak dla UNESCO ryzykowna. Już teraz na listach światowego dziedzictwa wpisano blisko tysiąc obiektów i liczba ta szybko rośnie. Jeżeli w przyszłości będzie tak nadal, może rzeczywiście okazać się, że Wietnam czy Argentyna mają tyle samo obiektów na liście światowego dziedzictwa, ile Włochy lub Francja. Tylko nikt już tej listy nie będzie traktował poważnie.