Sam dokument to jedna strona A4, na której pani prezydent tłumaczy zamieszanie z zajęciami dodatkowymi. Jego treść utrzymana jest w konwencji marketingu politycznego. "Zdaję sobie sprawę, jak dużo zamieszania wywołały ostatnie zmiany (...) zwłaszcza w obszarze zajęć dodatkowych" - zaczyna prezydent Warszawy. Dalej przypomina, że aby ulżyć rodzicom, zdecydowano się na sfinansowanie w pierwszej kolejności angielskiego, rytmiki i gimnastyki korekcyjnej, precyzując, że na ten cel zostanie wydane 10 mln zł.
Musiałem złożyć na liście podpis potwierdzający, że list odebrałem - mówi jeden z rodziców, którego dziecko chodzi do przedszkola na warszawskiej Pradze. Z kolei dyrektor przedszkola na Emilii Plater tłumaczy, że list wywiesiła na ogólnodostępnej tablicy oraz rozesłała go mejlowo do wszystkich rodziców.
W wielu przedszkolach zajęć nadal nie ma. Rodzic, który podpisywał odbiór listu, musiał również zaznaczyć, jakich dodatkowych lekcji oczekiwałby dla swojego dziecka. Prezydent Warszawy informowała, że przysługuje dwoje takich zajęć. Jednak dyrektor placówki wytłumaczyła, że jak na razie to myślenie życzeniowe, bo choć przedszkole bardzo by chciało, nie może znaleźć nikogo do ich prowadzenia.
Podobnie mówi dyrektorka innego przedszkola w centrum stolicy. Owszem, udało się jej znaleźć młodą nauczycielkę, która będzie uczyć gimnastyki korekcyjnej na 16/100 etatu. Być może jedna z pracujących u niej nauczycielek będzie prowadziła angielski. Co prawda nie ma certyfikatu, ale może niedługo zrobi. Kłopot będzie jedynie taki, że ponieważ ma własną grupę, to trudno będzie tak ułożyć plan, by mogła zarazem pilnować swoich dzieci i prowadzić zajęcia dla reszty przedszkola.
Katarzyna Pienkowska, rzecznik stołecznego magistratu, przekonuje, że list miał jedynie uspokoić rodziców i dyrektorów. Prezydent pisze w nim, że zdaje sobie sprawę, iż zmiana, którą wprowadziła ustawa, może przysparzać wiele trudności.
Afera z zajęciami dodatkowymi rozpętała się po tym, jak wprowadzono ustawę przedszkolną wprowadzającą zajęcia przedszkolne za 1 zł. Wykluczyła ona pobieranie dodatkowych opłat od rodziców, w tym również za zajęcia dodatkowe. Teraz wszystko leży po stronie samorządów, czy będą je dotowały, czy nie. Jednym z miast, które zdecydowało się na takie rozwiązanie, jest właśnie Warszawa.