Politycy i zwykli mieszkańcy Francji są wstrząśnięci tym, co się wydarzyło. 12 zabitych i 11 rannych - to oficjalny bilans ataku na redakcję tygodnika "Charlie Hebdo" w Paryżu. Czterech rannych jest w stanie ciężkim.
Prokurator Francois Molins potwierdził, że napastnicy krzyczeli Allah jest wielki! i że chcą pomścić Proroka.
Były prezydent Francji Nicolas Sarkozy uznał zamach za bestialski atak na jeden z fundamentów Republiki - na wolność słowa. Premier Manuel Valls mówi o tym, że było to uderzenie - jak to ujął - w samo serce Francji. Szef rządu dodał, że to, co się stało, wstrząsnęło każdym Francuzem. Rektor Wielkiego Meczetu w Paryżu Dalil Bubaker powiedział, wyrażając to, co myśli i czuje społeczność umiarkowanych w swych nastrojach religijnych wyznawców islamu, iż muzułmanie szanują i uznają prawo każdego do życia w taki sposób, w jaki chce, ale w zgodzie z prawem. Dodał, że islam nie zgadza się natomiast na zamachy na czyjeś życie, bo dla muzułmanów życie jest świętością. Policjant zabity przez napastników przed siedzibą pisma był muzułmaninem.
Według ministra spraw wewnętrznych, zamachu dokonały trzy osoby.
W sztabie paryskiej policji powołano specjalną komórkę kryzysową. Cała policja i żandarmeria są postawione w stan gotowości. Służby specjalne obawiają się, że sprawcy mogą szykować atak samobójczy, chcąc umrzeć jako męczennicy. O trzech napastnikach na razie wiadomo tylko tyle, że są zdecydowani na wszystko, doskonale uzbrojeni, dysponują bronią automatyczną, fatalnie mówią po francusku i świetnie znają nazwiska dziennikarzy, przede wszystkim czterech rysowników, których chcieli zabić.