„Czy komuś to się podoba, czy nie, tak zwany sponsoring staje się częścią współczesnej kultury i obyczajowości” – piszą twórcy portalu SzukamMilionera.pl.
Dziewczynie, aby się zarejestrować na portalu, wystarczy zaledwie uroda. Panowie także muszą spełnić jeden jedyny warunek – muszą być majętni. Zapraszani do rejestracji są ci, którzy mają majątek wart co najmniej 1 mln złotych lub zarabiają 100 tys. złotych rocznie.
Tylko milionerzy mogą startować do księżniczek – jak je nazywają na portalu – czyli młodych i atrakcyjnych kobiet, które szukają mężczyzny zaradnego i opiekuńczego, który doceni ich wyjątkowość. Umieszczane tu oferty są bardzo bezpośrednie. „Pawelus50” – dochód 100 tys. zł rocznie – pisze: „Atrakcyjnej, niepruderyjnej, lubiącej seks bez zakłamania mogę pomóc finansowo w sposób stały lub za spotkania”. Jego ofertę przejrzały już 263 użytkowniczki. Jest też sporo propozycji od mężczyzn zza granicy, głównie Stanów Zjednoczonych. 33-letni Steve zachęca: „See me, you will feel me”
Twórcy portalu zastrzegają, że nie weryfikują danych podanych przez użytkowników ani nie badają ich przeszłości. Zainteresowanym podają namiary na agencje detektywistyczne.
Twórcy portalu przekonują, że ma on w polskiej kulturze charakter unikalny, ponieważ nikt wcześniej nie postawił kwestii męsko-damskich tak uczciwie, bezpośrednio i bez zbędnej hipokryzji.
Dr Joanna Heidtman, psycholog i socjolog, nie podziela ich samozachwytu. – Sprawa jest głęboko niejednoznaczna. Twórcy portalu traktują sponsoring jako usługę, ale dla socjologów to patologia – mówi dr Heidtman.
Choć w jednym przyznaje autorom rację – sponsoring jest zjawiskiem społecznym. Od prostytucji różni się tym, że o ile w agencji towarzyskiej nie ma możliwości wyboru klienta, o tyle tutaj to kobieta selekcjonuje oferty od mężczyzn. Potem zawierana jest umowa, w której określa się warunki sponsoringu. Na ile jest on popularny? Nie sposób ocenić. Bardzo ważną rolę odgrywa tu bowiem dyskrecja.
Zjawisko dotyczy przede wszystkim studentek. W Polsce jest ich ok. 900 tys. Najśmielsze tezy głoszą, że sponsoringiem para się nawet co dziesiąta.