"Najpierw zbuntowali się bibliotekarze" - opowiada o sytuacji na Uniwersytecie Wrocławskim Małgorzata Porada-Labuda. "To najwyższej klasy specjaliści od starodruków. Po 20 latach pracy w zawodzie zarabiają na rękę 1200 zł. Potem swoje niezadowolenie wyrazili pracownicy naukowi. I też trudno się dziwić. Doktoranci mają stypendia w wysokości 1050 zł, adiunkt zarabia około 1800 zł, a profesor około 3 tys." - tłumaczy.

Reklama

W ubiegłym roku na szkolnictwo wyższe polski rząd przeznaczył 0,92 proc. PKB, a to i tak nie wystarczyło na opłacenie kadry naukowej w naszym kraju. W tym roku będzie jeszcze gorzej, bo budżet jest jeszcze niższy i wynosi 0,88 proc. PKB, podczas gdy w innych państwach Unii to około 2 proc.

"Moi koledzy profesorowie w Niemczech zarabiają rocznie około 120 tys. euro, w USA jest w tej kwestii duża rozpiętość - najniższa pensja to 80 tys. dolarów, najwyższa sięga 250 tys. dolarów rocznie. Najmarniej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie zarobki plasują się w granicach 30 tys. funtów, ale to i tak znacznie lepiej niż u nas" - mówi prof. Marcin Król, dziekan Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego. "A u nas? To, co nam daje ministerstwo na płace dla pracowników, wystarcza zaledwie na 92 proc. pensji dla naszej kadry. Resztę musimy sobie wynaleźć sami" - dodaje.

Podobnie jest w Łodzi. W ubiegłym roku Uniwersytet Łódzki otrzymał z budżetu państwa 190 mln zł dotacji. Na same pensje dla pracowników wydał około 210 mln. "Pieniędzy jest po prostu za mało. Wystarczają na pokrycie kosztów 60 proc. naszej działalności. Resztę dorabiamy, wykonując ekspertyzy, prace naukowe, prowadząc odpłatne studia" - wylicza profesor Wiesław Puś, rektor UŁ. "Uczelnia zatrudnia 550 profesorów. Połowa z nich zatrudniona jest na dwóch etatach - w uczelni macierzystej i szkole niepublicznej. To wynik niskich zarobków" - podkreśla.

Reklama

Prof. Tadeusz Luty, przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich twierdzi, że taka sytuacja sprawia, iż Polska traci elitę intelektualną. "Jakość nauczania profesora, który musi dorabiać, spada" - mówi Luty. "Młodzi, którzy zastanawiają się nad robieniem kariery naukowej, albo z niej rezygnują, albo uciekają za granicę. My już dziś bijemy się o doktorantów. Ale przegrywamy z uczelniami za granicą" - przyznaje.

Były minister edukacji prof. Edmund Wittbrodt z Politechniki Gdańskiej dodaje: "Kwota bazowa wynagrodzenia dla nauczycieli akademickich nie była podwyższana od 2001 r. Nauka polska nie będzie się rozwijać, jeśli asystent na początku swojej kariery naukowej zarabia mniej od sprzątaczki".

Jak uzdrowić tak chorą sytuację? Zdaniem historyka prof. Piotra Franaszka z Uniwersytetu Jagiellońskiego pensje pracowników naukowych powinny być skorelowane z prestiżem uczelni i jej wkładem w rozwój nauki polskiej. "Być może dzięki temu profesorowie renomowanych uczelni mogliby się skupić na badaniach i rozwoju, a nie musieliby „chałturzyć”, jeżdżąc po Polsce" - mówi.

Z kolei prof. Luty ratunek widzi w wielkiej ogólnopolskiej kampanii społecznej, która podniosłaby życzliwość Polaków dla kariery naukowej. "Jeśli 70-letni profesor, który przez kilkadziesiąt lat uczył na uczelni, prowadził badania naukowe, kształcił nowych intelektualistów, odchodząc na emeryturę, dostaje 2 tys. zł, to jaki to mu daje społeczny prestiż?" - pyta. "Jeśli nie zrozumiemy, że nasza przyszłość w znacznej mierze zależy od tego, jakie wykształcimy elity, to nie wróżę Polsce dobrej przyszłości" - dodaje.