Trzydziestokilkuletni dowódcy Tu-154 i ledwie dwóch drugich pilotów. To elitarny pułk do wożenia samolotami najważniejszych osób w państwie - ocenia "Rzeczpospolita", która ostro atakuje sytuację w 36 specjalnym pułku lotnictwa transportowego.

Według gazety, w fatalną pogodę na kiepsko wyposażone lotnisko w Smoleńsku posłano załogę, która drugi raz w życiu wylatywała w tym składzie. Żaden z lotników nie miał certyfikatu na prowadzenie rozmów z wieżą lotniska po rosyjsku. Nigdy wcześniej wspólnie nie trenowali awaryjnych sytuacji na symulatorze lotów.

Reklama

"Kto ich posłał w tak trudną misję z elitą kraju na pokładzie? Gdzie byli dowódcy? Szefowie Ministerstwa Obrony?" - stawia pytania dziennik.

Zdaniem "Rzeczpospolitej", byli to młodzi, utalentowani żołnierze, ale ich doświadczenie nie rzuca na kolana. "Dlaczego więc do Smoleńska posłano tak młodą załogę? Bo i tak byli najbardziej doświadczeni w lataniu Tu - trudnymi do pilotowania maszynami" - odpowiada gazeta.

Reklama

"Już przed katastrofą sytuacja w jednostce odpowiedzialnej za wożenie VIP-ów była dramatyczna. Służyło tam ledwie trzech pilotów wyszkolonych na dowódcę Tu -154 (jeden z nich egzamin zdał dopiero w zeszłym roku). Z drugimi pilotami było jeszcze gorzej. Po śmierci mjr Grzywny został tylko jeden. Być może ktoś z załogi popełnił błąd pod Smoleńskiem, ale znacznie poważniejsze błędy popełniono wcześniej" - stwierdza dziennik.