Komendę "odchodzimy" wydał drugi pilot, gdy samolot znajdował się na wysokości około 80 metrów, czyli już poniżej wysokości decyzji, która w tym wypadku wynosiła 100 metrów - ustalił TVN24. Na wysokości decyzji pilot, oceniając warunki, stwierdza, czy podchodzi do lądowania, czy też z tego manewru rezygnuje.

Reklama

Mimo że komenda padła, samolot wciąż opadał. Zdaniem Edmunda Klicha, akredytowanego przy międzynarodowej komisji badającej przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem, był to wynik świadomej decyzji pilotów. Klich dodał, że system TAWS, który ostrzega przed zbliżaniem się do ziemi, wydał ponad 20 komend. Piloci jednak na nie nie reagowali. "Kiedy zwiększyli obroty do pełnych, było już, na tej wysokości, za późno. To ciężki samolot, a oni byli prawie 15 metrów poniżej progu pasa w pewnym momencie" - mówił w RMF FM.

Być może wiele wątpliwości w tej sprawie wyjaśni ujawnienie zapisów czarnych skrzynek. Kopie danych z rejestratorów ma odebrać w poniedziałek w Moskwie szef MSWiA Jerzy Miller. Premier Donald Tusk zapowiedział już, że zapisy rozmów zostaną ujawnione.