Piątkowy upadek rządu premiera Marka Ruttego oznacza rozpisanie przedterminowych wyborów do izby niższej parlamentu, Tweede kamer. Odbędą się one prawdopodobnie pod koniec października.
Sam zainteresowany powiedział we wtorek dziennikarzom, że nie wyklucza ponownego zaangażowania się w krajową politykę. - Na razie nie będę się na ten temat wypowiadać, ponieważ trwa referendum członków obu partii i moje deklaracje mogłyby zakłócić ten proces - zaznaczył wiceprzewodniczący KE.
Przyspieszone wybory już spowodowały ruchy na niderlandzkiej scenie politycznej. W niedzielę liderki lewicowej opozycji, Esther-Mirjam Sent z PvdA oraz Katinka Eikelenboom z GroenLinks, ogłosiły, że oba ugrupowania wystartują na wspólnej liście.
"Głębokie pragnienie połączenia sił"
Decyzja musi zostać zaakceptowana przez członków obu partii w referendum, które odbędzie się w przyszłym tygodniu, jednak będzie to jedynie formalność. - Członkowie obu partii mają głębokie pragnienie połączenia sił - powiedziała Eikelenboom na konferencji w Hadze. Oba ugrupowania ściśle ze sobą współpracują, a w izbie wyższej parlamentu, Erste kamer, utworzyły nawet wspólny klub.
Na lidera wspólnej listy media typują byłego szefa PvdA a obecnie wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa. "Haskie korytarze huczą od spekulacji o powrocie Timmermansa z Brukseli" - napisał w niedzielę dziennik "Het Parool".
Nastroje tonuje dziennik "De Telegraaf". "Wątpliwe, aby rzucił on pracę w Brukseli i 'zanurzył się w lewicowej awanturze'" - napisał największy dziennik Niderlandów.
Z Amsterdamu Andrzej Pawluszek