Polska Agencja Prasowa: Wokół sprawy Lecha Wałęsy narosło wiele nieporozumień, takich jak mylenie postępowań w sprawie z postępowaniami przeciwko byłemu prezydentowi. Wielokrotnie sugerowano, że materiały dotyczące współpracy Lecha Wałęsy zostały sfałszowane. Skąd tak wiele niejasności?

Reklama

Prokurator Andrzej Pozorski: Wróćmy do genezy tej sprawy. W lutym 2016 r. w domu szefa MSW w czasach PRL, gen. Czesława Kiszczaka, odnaleziono ponad 150 dokumentów z teczki personalnej i teczki pracy tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”. Wszystkie powstały w latach 1970–1976. Wśród nich było sporządzone odręcznie 21 grudnia 1970 r. zobowiązanie do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. Było też prawie 120 stron doniesień spisanych odręcznie przez „Bolka” i 17 odręcznych pokwitowań odbioru pieniędzy za przekazywane SB informacje. Pod dokumentami widnieją podpisy: „Lech Wałęsa”, „Lech Wałęsa Bolek” i „Bolek”. Sprawa natychmiast wywołała ogromne zainteresowanie opinii publicznej. Były prezydent oświadczył zaś publicznie, że dokumenty zostały sfałszowane. A skoro zostały sfałszowane, to znaczy, że mogło dojść do przestępstwa na jego szkodę. Dlatego prokurator był zobowiązany wszcząć śledztwo, aby wyjaśnić okoliczności ewentualnego przestępstwa i wykryć sprawcę bądź sprawców fałszerstwa. Tak też się stało. Śledztwo zostało wszczęte 25 lutego 2016 r., a Lech Wałęsa uzyskał w nim status pokrzywdzonego.

Sprawa wymagała absolutnie rzetelnego wyjaśnienia, dlatego prokuratura zwróciła się do renomowanego krakowskiego Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. Jana Sehna, w którym pracują światowej klasy specjaliści z zakresu badania pisma ręcznego i dokumentów. Na zlecenie prokuratury mieli ocenić autentyczność dokumentów. Biegłym przekazano do badań dwie partie materiałów. W pierwszej były dokumenty odnalezione w domu gen. Czesława Kiszczaka. Druga zawierała materiał porównawczy, a więc 142 dokumenty, które w latach 1963–2016 bez wątpienia sporządził lub podpisał Lech Wałęsa. Były to m.in. dokumenty związane z wydaniem Lechowi Wałęsie prawa jazdy, dowodu osobistego, dowodu rejestracyjnego samochodu, pochodzące z miejsca jego pracy, czyli Stoczni Gdańskiej, i miejsca zamieszkania. Chodziło o to, aby biegli mogli porównać odręczne pismo na dokumentach z domu Kiszczaka z pismem Lecha Wałęsy z różnych okresów, a zwłaszcza z czasu, gdy powstały odnalezione dokumenty. Biegłym przekazano ponadto dokumenty sporządzone odręcznie przez 10 funkcjonariuszy SB, których nazwiska figurowały w teczkach tajnego współpracownika o pseudonimie „Bolek”. Dzięki temu eksperci mieli zweryfikować, czy przypisywane Lechowi Wałęsie materiały i podpisy mógł sporządzić któryś z tych funkcjonariuszy.

W czasie przesłuchania prokurator okazał Lechowi Wałęsie dokumenty z teczek tajnego współpracownika „Bolka”. Były prezydent kategorycznie zaprzeczył, aby był ich autorem lub je podpisywał. Oświadczył, że nigdy nie podpisał zobowiązania do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, nie napisał ani nie podpisał żadnego doniesienia, nie współpracował z organami bezpieczeństwa PRL ani nie brał za taką współpracę żadnych pieniędzy. Zupełnie inne były wyniki ekspertyzy dokonanej przez specjalistów z Instytutu im. Sehna. Po prawie dwuletniej pracy biegli przygotowali liczącą 235 stron ekspertyzę. Kategorycznie i bez wątpliwości stwierdzili, że zobowiązanie do współpracy z SB, a także 40 doniesień, 17 pokwitowań odbioru pieniędzy i podpisy na dokumentach zostały nakreślone przez Lecha Wałęsę. W tej sytuacji, gdy opinia biegłych jednoznacznie przesądzała o autentyczności dokumentów i gdy przemawiały za tym inne zgromadzone w śledztwie dowody, prokurator umorzył postępowanie w sprawie podrobienia dokumentów na szkodę Lecha Wałęsy.

Reklama

Lech Wałęsa oraz jego pełnomocnik w swojej argumentacji powoływali się na przypadek fałszowania dokumentów dotyczących jego współpracy z SB w czasie, gdy ówczesny lider „Solidarności” był kandydatem do Pokojowej Nagrody Nobla. Działania te miały go skompromitować w oczach zachodniej opinii publicznej. Były prezydent przywołuje tę sprawę jako dowód na to, że nie współpracował z komunistyczną bezpieką. Jak prokuratura ustosunkowuje się do tych wypowiedzi?

Reklama

Ta sprawa dotyczy późniejszego okresu i innych materiałów. Nie ma nic wspólnego z dokumentami odnalezionymi w domu gen. Kiszczaka. Lech Wałęsa odwołuje się do różnych argumentów, aby zakwestionować wyniki prac ekspertów z Instytutu im. Sehna. Twierdzi np., że istnieje opinia, która podważa ich ustalenia. Nie ma takiej opinii. W czasie postępowania pełnomocnik Lecha Wałęsy nadesłał wprawdzie pismo jednego z profesorów Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, które podawało w wątpliwość metodologię badań. Jednak jego autor zaznaczył, że to nie oznacza zakwestionowania wniosków zawartych w ekspertyzie Instytutu im. Sehna. Żeby wyjaśnić wszystkie wątpliwości, prokurator przesłuchał w tej sprawie biegłych z Instytutu Sehna, którzy sporządzali ekspertyzę. Obszernie odnieśli się do uwag profesora i nie znaleźli podstaw do zmiany swoich wniosków. Lech Wałęsa zapowiadał ponadto, że wystąpi do zagranicznego ośrodka badawczego o zbadanie dokumentów znalezionych w domu Czesława Kiszczaka. Jak dotąd tego nie zrobił. Nie wpłynął od niego żaden wniosek o przekazanie materiałów, które mogłyby posłużyć do takiej ekspertyzy.

Wracając jednak do prowadzonych przez prokuraturę postępowań – to dotyczące fałszowania dokumentów na szkodę Lecha Wałęsy zostało umorzone, ale prokuratura po otrzymaniu od prywatnej osoby zawiadomienia o przestępstwie wszczęła drugie postępowanie. Dotyczy składania fałszywych zeznań przez Lecha Wałęsę, który zaprzeczył w prokuraturze, aby podpisywał okazane mu dokumenty z teczek TW „Bolka”. Co ważne, przed przesłuchaniami, które odbywały się w obecności jego pełnomocnika, został pouczony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i zatajenie prawdy. Potwierdził tę wiedzę podpisem.

W tej sprawie Lech Wałęsa stwierdził, że doniesienie to nie zostało złożone przez „osoby prywatne”, lecz jego przeciwników politycznych. Argumentowano także, iż Pion Śledczy Instytutu Pamięci Narodowej nie ma prawa badania tej sprawy. W jaki sposób prokuratorzy IPN ustosunkowują się do tych argumentów?

Każdy ma prawo złożyć prokuratorowi zawiadomienie o przestępstwie, a prokurator ma obowiązek je zbadać. Uprawnienia Pionu Śledczego IPN do zajmowania się tą sprawą wynikają z ustawy Prawo o prokuraturze.

Lech Wałęsa był wzywany przez prokuratorów w celu złożenia wyjaśnień w sprawie składania fałszywych zeznań dotyczących rzekomego fałszowania dokumentów odnalezionych w 2016 r. W jaki sposób usprawiedliwiał swoją nieobecność?

Lech Wałęsa trzykrotnie nie stawił się na wezwania prokuratury. Za pierwszym razem do prokuratury dotarło zaświadczenie ze szpitala, że przebywa w nim na leczeniu. Po drugim i trzecim wezwaniu przedstawił zaświadczenia Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o niezdolności do pracy. Takie zaświadczenia nie usprawiedliwiają niestawiennictwa w sprawie karnej, o czym – jeśli nie wie tego Lech Wałęsa – powinien wiedzieć jego obrońca. Jest różnica między niezdolnością do pracy a niemożnością udziału w czynnościach procesowych.

Z komunikatu Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wynika jednak, że Lech Wałęsa stawił się dziś na wezwanie. Co to zmienia w śledztwie?

Tak, dziś Lech Wałęsa stawił się na wezwanie prokuratora. Byłemu prezydentowi przedstawiono zarzut dotyczący złożenia nieprawdziwych zeznań mających służyć za dowód w postępowaniu karnym prowadzonym w sprawie podrobienia na jego szkodę dokumentów operacyjnych Służby Bezpieczeństwa z lat 1970–1976 i został on przesłuchany w charakterze podejrzanego. Przedstawienie zarzutu oznacza, iż śledztwo wkroczyło w fazę, gdy jest prowadzone przeciwko Lechowi Wałęsie.