Pozwoli to załatwić sprawę szybciej i ciszej. Uzbroi też regulatora w bardzo skuteczne narzędzie ograniczające rozrost grup medialnych – prawo odbierania im lub nieprzedłużania koncesji na nadawanie. Resort kultury już pracuje nad nowelizacją – ma ona uwspółcześnić przepisy powstałe prawie 30 lat temu. Dodanie kilku artykułów nie będzie więc problemem.
Taka dekoncentracja nie obejmie wprawdzie prasy ani internetu, ale na jej celowniku znajdzie się np. TVN.
Nowelizacja ustawy pozwoliłaby znacząco przyspieszyć sprawy. Ale polityczna decyzja jeszcze nie zapadła.
Zamiast tworzyć osobną ustawę o dekoncentracji mediów, można sprawę załatwić dużo łatwiej – dodając kilka artykułów do istniejącej ustawy o radiofonii i telewizji. Z taką propozycją wyszła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Jeśli pomysł zyska aprobatę szefa partii rządzącej, może być zrealizowany jeszcze w tym roku.
Zaletą tego rozwiązania jest prostota. Prawo i Sprawiedliwość oraz jego koalicjanci nie musieliby procedować nowej ustawy, budząc żywy sprzeciw opozycji, lecz wprowadziliby zmiany za pomocą kilku artykułów w akcie prawnym. Ten i tak musi zostać znowelizowany, nad czym Ministerstwo Kultury już pracuje. Głosy krytyczne uległyby więc rozmyciu, bo większość innych zmian w ustawie o radiofonii i telewizji będzie neutralna politycznie – chodzi w nich głównie o uwspółcześnienie dokumentu powstałego na początku lat 90. XX w. i mimo późniejszych uaktualnień noszącego znamiona epoki przedinternetowej.
Za wyborem tego sposobu przemawia też jego skuteczność. Nowelizując ustawę o rtv można nie tylko powierzyć KRRiT zadanie kontrolowania poziomu koncentracji w mediach, ale od razu uzbroić regulatora w narzędzia egzekucji: rynek radia i telewizji jest koncesjonowany.
Z naszych informacji wynika, że w grę wchodzą dwa rodzaje sankcji. Radykalne rozwiązanie to odbieranie koncesji grupom medialnym uznanym za zbyt rozrośnięte. Łagodniejsze – odmowa przedłużenia koncesji na kolejny okres. Dziś 10-letnie koncesje na nadawanie radiowe lub telewizyjne są przedłużane automatycznie. Zgodnie z obecną ustawą rtv wystarczy, by koncesjonariusz złożył wniosek w odpowiednim terminie, tj. nie później niż rok przed wygaśnięciem dotychczasowej zgody na emisję. Wprowadzenie obowiązku spełnienia dodatkowych warunków i uzależnienie przedłużenia koncesji od zgody KRRiT pozwoli utrzymać rynek w ryzach. Nadawcy nie będą chcieli się narażać regulatorowi, bo każdy, kto utraci prawo rozpowszechniania swojego programu naziemnie, satelitarnie lub w sieciach kablowych, będzie musiał zwinąć interes.
Główną wadą zaproponowanej przez Krajową Radę metody rozprawienia się z nadmierną – według PiS – koncentracją w mediach jest ograniczenie jej działania do radia i telewizji, bo tylko tam sięga władza KRRiT. Rynek prasy i internet byłby poza obrębem regulacji. Z nieoficjalnych rozmów z politykami PiS wynika jednak, że "na początek może i to wystarczy".
Przewodniczący KRRiT Witold Kołodziejski wspomniał o swoim pomyśle na wczorajszym posiedzeniu sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu. Odpowiadając na pytania posłów, zwrócił uwagę, że choć przed laty w naziemnej telewizji analogowej były tylko cztery programy, a dziś w cyfrowej jest prawie 30, to układ sił na rynku telewizyjnym się nie zmienił: nadal dominują ci sami nadawcy, Polsat i TVN (obecnie działający razem z Discovery). Oprócz dużej liczby kanałów i cennych praw do transmisji sportowych każda z tych telewizji zbudowała swoją przewagę konkurencyjną na dodatkowych polach; tzn. firma Zygmunta Solorza dysponuje największą w kraju platformą telewizji płatnej (Cyfrowy Polsat), natomiast Grupa TVN zgromadziła największe na polskim rynku zasoby czasu reklamowego, sprzedając spoty w kanałach własnych i wielu stacjach należących do mniejszych nadawców.
– Chodzi nam o to, żeby nie dopuszczać do wykorzystywania pozycji na jednym rynku i wpływania na inny rynek – mówił Kołodziejski o propozycji KRRiT wprowadzenia zapisów dekoncentracyjnych do ustawy rtv. – Koncentrację krzyżową uważamy za największe zagrożenie dla pluralizmu mediów. I niezależnie od losów ustawy dekoncentracyjnej to powinno być uwzględnione w ustawie o radiofonii i telewizji – dodał. Podkreślał, że nie chodzi mu o demontaż rynku. – Jest potrzeba ustawowej ochrony pluralizmu przed skutkami koncentracji i ochrony małych nadawców przed silnie skonsolidowanymi grupami – zaznaczył.
Przedstawiciele największych mediów elektronicznych nie chcą się wypowiadać w tej sprawie. Członek zarządu TVN i Discovery Maciej Maciejowski nie zamierza komentować kwestii dekoncentracji, dopóki pozostaje ona w sferze spekulacji. – Nie ma tematu, dopóki nie będzie planów regulacyjnych – kwituje. Przedstawiciele Grupy Polsat i Grupy Bauer (należy do niej największa w Polsce grupa radiowa – RMF) wskazują, że informacje Piotra Zaremby z DGP o powrocie tematu dekoncentracji dementowała rzeczniczka PiS Beata Mazurek.
Tak czy inaczej, zręby nowelizacji przepisów o rtv, tzw. ustawy czyszczącej, Ministerstwo Kultury już przygotowało. Czy w dokumencie znajdą się zapisy dotyczące koncentracji? – Dostrzegamy potrzebę zmian gwarantujących pluralizm na rynku mediów i jesteśmy otwarci na propozycje krajowej rady – odpowiada wiceminister kultury Paweł Lewandowski.
Politycy PiS w nieoficjalnych rozmowach stwierdzają, że „decyzja polityczna” o rozpoczęciu dekoncentracji przez nowelizację ustawy rtv jeszcze nie zapadła. Jeśli będzie zielone światło, wprowadzenie nowych przepisów nie zajmie wiele czasu i jest realne w tym roku. Pytanie, czy jeszcze przed wyborami samorządowymi? – Okres przedwyborczy to nie jest dobry moment na takie zmiany – mówi nam osoba związana z kierownictwem koalicji rządzącej.