Do wypadku doszło w niedzielę rano. "Ojciec chłopca usłyszał krzyk, a po odwróceniu się zobaczył, jak syn jest wciągany pod wodę" - czytamy w oświadczeniu policji z Sydney.

Jak opowiedzieli przyjaciele rodziny, ojciec pechowego 15-latka,doświadczony surfer i ratownik, nie wpadł w panikę. Mężczyzna rzucił się do wody, pochwycił syna i odholował go na brzeg. Na plaży udzielił synowi pierwszej pomocy, wykorzystując jako opaskę uciskową linkę, którą normalnie przywiązuje się deskę do stopy.

Reklama

Przeczytaj, jak rekin pokonał komandosa

Choć chłopiec mocno krwawił, lekarzom z pogotowia udało się ustabilizować jego stan na tyle, by móc go przewieźć helikopterem do kliniki Royal North Shore Hospital.

Na razie nie wiadomo, jakiego gatunku był rekin, który zaatakował chłopca. Ustalenie tej informacji będzie możliwe dopiero po zbadaniu ran na ciele chłopca przez ekspertów.

Zaraz po tragicznym incydencie policja zamknęła pięć plaż w pobliżu Avalon. Funkcjonariusze wysłali także patrolowy śmigłowiec, który miał zbadań wybrzeże w poszukiwaniu drapieżnika.

Niedzielny atak rekina był trzecim, do którego doszło w ciągu 19 ostatnich dni w okolicach Sydney.

Reklama

11 lutego nurek pływający w pobliżu opery w Sydney został zaatakowany przez żarłacza tępogłowego. Poszkodowanemu trzeba było amputować nogę oraz rękę.

Niecałe dwa dni później 2,5-metrowej długości żarłacz biały (rekin znany z filmu "Szczęki" Stevena Spielberga) zaatakował surfera pływającego na słynnej plaży Bondi i niemalże odgryzł mu dłoń. Na szczęście dzięki szybko udzielonej pomocy lekarskiej rękę udało się uratować.

W ciągu minionych dwustu lat rekiny zabiły w Australii 194 osoby.