Wiadomość o nadlatujący w kierunku ISS kosmicznym śmieciu pojawiła się zbyt późno, by można było zmienić położenie stacji, chroniąc ją przed ewentualnym zderzeniem. Początkowe dane wskazywały, że był to mierzący ok. 13 cm fragment rozbitego satelity. Choć według wyliczeń odłamek miał ominąć ISS w odległości 4,5 km, NASA podjęła decyzję o ewakuacji astronautów. Mieszkańcom polecono, by schronili się w przycumowanej do stacji kapsule statku kosmicznego Sojuz TMA-13. Odłamek miał się maksymalnie zbliżyć do ISS w czwartek ok. 17.39 polskiego czasu.
>>>Przeczytaj o kosmicznym zderzeniu dwóch satelitów
Rezydenci stacji, rosyjski kosmonauta Jurji Łonczakow oraz dwójka amerykańskich astronautów Michael Fincke i Sandra Magnus, przebywali w kapsule przez dziewięć minut. Jednak jak powiedział William Jeffs, rzecznik Centrum Kosmicznego im. Johnsona przy NASA, astronauci nie zamknęli nawet włazu między stacją a kapsułą.
Ostatecznie okazało się, że przyczyną alarmu był maleńki, mierzący zaledwie 1 cm długości odłamek jednego z elementów rakiety Delta. Śmieć ominął stację w przewidzianej wcześniej, bezpiecznej odległości.
"Załoga jest już bezpieczna i wróciła do wykonywania codziennych obowiązków" - dodała Laura Rochon, specjalistka ds. PR w NASA.
Kosmiczne śmieci, czyli fragmenty niedziałających i uszkodzonych satelitów oraz fragmentów rakiet, stają się coraz większym problemem dla nowo wystrzeliwanych satelitów, wahadłowców oraz stacji ISS. "(Na orbicie) jest trochę jak w pasiece pośród roju pszczół" - mówi Jeffs. "Czasem wyliczone przez nas trajektorie śmieci są błędne" - dodaje.
Szacuje się, że wokół Ziemi krąży ok. 18 tys. kosmicznych śmieci mierzących więcej niż 10 cm.